sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 2

Minęły dwa tygodnie, od tego czasu dzień i noc spędzam w szpitalu. Siedzę przy łóżku i czekam na cud - na cud, który nie chce się wydarzyć. Wszyscy mnie tu znają, pielęgniarki co jakiś czas przynoszą mi coś ze szpitalnej kuchni i choć osobiście nigdy by tego nie tknęły, twierdzą, iż jest to lepsze niż nic. Ja jestem innego zdania. Mama przychodzi tu codziennie, stara się nie załamywać, udawać silną, ale nawet jej to nie wychodzi. W takim razie co czuje ja, co czuje Pani Hemmings? Jej jedyny syn właśnie umiera na szpitalnym łóżku i jak to lekarze mówią: Nie da się nic zrobić... trzeba czekać. Tylko czy to czekanie nie będzie gwoździem do trumny?
- Hej. Jak się trzymasz? - przyjaciółka weszła do pokoju
- Lepiej niż ty. - powiedziałam, patrząc na jej podkrążone oczy i roztrzepane włosy
- Dzięki. - odparła - Co mówią lekarze?
- Czas pokarze czy się obudzi.
- Ale bez dawcy?- zagadnęła
- Bez dawcy nie ma szans na przeżycie. W tej chwili trzyma go tylko aparatura.
- Zgłosił się ktoś?
- Nie, a do przeszczepu serca jest kolejka. Szanse są nikłe.
- Przykro mi. - powiedziała, jakby to miało zmienić wszystko w moim życiu. Nie winiłam jej za to. Musiała mieć ciężką noc. Zresztą nic nie było takie jak dawniej. Problem bycia z Lukiem po tajemnie wydawał się przy tym błahostką. Zwykłą dziecięcą zabawą.
- A tobie co? - spytałam
- Mi? Wszystko ok.
- Daj spokój. Znam Cię, wcale nie jest w porządku.
- Naprawdę, teraz masz ważniejsze sprawy na głowie niż moje problemy.
- Uwierz, gdybym nie chciała zaprzątać sobie głowy twoim problemami, żeby zapomnieć o swoich to bym nie pytała.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment.
- Cholera! A będzie odpowiedniejszy? Myślisz, że łatwiej będzie jak już będzie po wszystkim? Jak jego już nie będzie?
- Nie o to mi chodzi.
- To o co? Co, teraz nie zrozumiem? Będę uważała za blachę?
- Nie po prostu...
- Co? Co po prostu do cholery?!
- Jestem w ciąży! - wrzasnęła, aż pielęgniarka przechodząca obok drzwi zatrzymała się wpatrując w nią.
- Co proszę?
- Próbowałam Ci to powiedzieć od półtora miesiąca, ale ty nigdy nie miałaś czasu. Bo to Luke, a to Bartek, ta upierdliwa Dunka, czy twój ojciec, a na koniec Maciek w szkole.
- O kurwa. - chodziłam po całej sali - Jak ja mogłam być taka ślepa? Na imprezach nie piłaś, nie paliłaś. No i jeszcze Konrad chciał ze mną pogadać.. jak ja mogłam być taka głupia!
- Konrad o niczym nie wie.
- Jak to? Nie powiedziałaś mu jeszcze? Od miesiąca! To na co czekasz?
- Problem w tym, że półtora miesiąca temu byliśmy w Dani.
- O nie, nie, nie. Nie chcesz mi powiedzieć? Widziałaś się tam z nim tak? Był tam przecież na jednych zawodach.
- Nie do końca.
- Jak to nie do końca? Przecież go widziałam
- No tak był, ale nie spaliśmy ze sobą.
- No tak. Czyli kto jest ojcem? - spytałam załamana. Bo co mogło mnie bardziej dobić niż to? Nic.
- Dominik - A jednak coś mogło.

***

Mam krzątała się w kuchni. Prawdopodobnie gotowała coś dla maluchów,bo czuć było przypalone paluszki rybne. Nigdy nie wiedziała kiedy ściągnąć je z patelni.
- Natalia! - krzyknęła siostrzyczka na mój widok
- O kochanie! - mama wydawała się zaskoczona. No cóż, ostatnio nie byłam tu częstym gościem, ale, żeby aż tak - Przyszłaś coś zjeść?
- Nie, już jadłam. - skłamałam - Przyszłam do Dominika. - matka spojrzała na mnie zaciekawiona - Przekładnia poszła w motorze..
- Dobra, ok tyle mi wystarczy. Jest na górze. - powiedziała. No tak, nie miała pojęcia o czym mówię, to ucięła. Dwadzieścia punktów za spryt mogę sobie spokojnie dopisać. Chyba wariuje. 
- Masz dziewczynę? - spytałam na wstępie, a on wpatrywał się we mnie dziwnie. No tak chyba trzeba było poczekać co mi miała Wiktoria do powiedzenia. On nic nie wie. Trudno. Było minęło.
- Nie. - odparł powoli
- To już masz.
- Słucham?
- Chociaż nie wiem, czy to będzie tylko dziewczyna. Myślę, że teraz tak, ale potem pewnie ślub i ...
- Stój! O czym ty mówisz!
- Nie krzycz bo się mama dowie. - uciszyłam go
- Natalia powiedz mi o co Ci chodzi.
- O Wiktorie.
- A no tak. - odparł
- Czyli kojarzysz? To dobrze.
- Powiedziała Ci?
- Tak.
- To był tylko jeden raz... tak jakoś wyszło!
- Super, bo nie wiem, czy wiesz ale tak jakoś wyszło, będziesz ojcem.
- Co?!
- Mówiłam, nie krzycz.
- Żartujesz prawda? To kara! Tak? Mam się wystraszyć, żeby to się nie powtórzyło!?
- Uwierz, że gdyby kara zależała ode mnie, to nie wyglądałaby w postaci dziecka.
- Nie wierze. - bronił się przed własnymi myślami. Jakie to urocze.. Co ja gadam. Matko, zaczynam cieszyć się ludzkim nieszczęściem nie jest dobrze.
- Chcesz zadzwonić? Może ona ma Ci to wytłumaczyć?
- Co wytłumaczyć? - mama weszła do pokoju. A mówiłam mu, żeby się nie darł.
- Że, tą przekładnie w motorze nie rozwaliłam ja. Tylko on - powiedziałam wychodząc. Resztę historii, niech już on wymyśli.

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt

Chciałabym w imieniu Angel i moim życzyć Wam pogodnych, radosnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, udanego sylwestra, a także samych sukcesów w nadchodzącym roku ❤
Dla tych ktorzy czytaja jeszcze drugie moje fanfiction informacja,że dziś pojawi się rozdział świąteczny. A dla tych ktorzy tego nie robią to widzimy się tu już w sobote 😘/ Roxy

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 1

Jeszcze tylko 200 metrów... jeszcze chwila... . Słyszysz to, co nigdy byś nie chciała usłyszeć. Stoisz na środku korytarza i patrzysz, patrzysz w przestrzeń. Nie wiesz co powiedzieć. Czy panikujesz? Nie, nie masz na to siły. Wszystko wokół ciebie się rozmywa, przyjaciele, rodzina - wszyscy - stoją i nie wiedzą co powiedzieć, ale nie ich bezsilność jest dla ciebie największym utrapieniem, tylko to cholerne pytanie - dlaczego? Zadawałaś je sobie wiele raz, ale dziś ono nurtuje jeszcze bardziej. W końcu tracisz kontakt z rzeczywistością i widzisz tylko ciemność.

- Proszę Pani, jak się pani czuje? - pyta lekarz. Jednak ty nie wiesz, nie znasz odpowiedzi na to pytanie. Jesteś na tyle rozdarta, że nie potrafisz nic powiedzieć. - Rozumiem, to dla Pani szok ale...
- Niech Pan mówi do mnie po imieniu - to jest jedyne co jestem w tej chwili powiedzieć. Jedno zwykłe zdanie.
- Dobrze Natalio, ale musisz odpowiedzieć mi na parę pytań żebym mógł Cię wypuścić. -  Czy ten facet zgłupiał do końca. Myśli, że mnie wypisze i będzie dobrze, że nigdy tu nie wrócę. Wszystko się ułoży, a ja zapomnę? Postanawiam jednak współpracować. Nie chce tu siedzieć, marze o wyjściu stąd. Więc mu przytakuje.
- Świetnie. Co pamiętasz jako ostatnie?
- Stałam na korytarzu i wszystko zaczęło się rozmazywać.
- Dobrze czyli pamiętasz wszystko. Masz zawroty głowy?
- Nie
- Boli Cie coś?
- Serce
- Rozumiem, i jest mi bardzo przykro z powodu
- Tak, z pewnością wie Pan co czuje, bo przecież to takie oczywiste. Spełniłam już wszystkie kryteria do wypisania?
- Tak, może już Pani iść, rodzina czeka na korytarzu. - To było najgorsze. Będą tam stać i twierdzić że będzie dobrze, wszystko się ułoży. Zadadzą masę bezsensownych pytań, zrobiła wszystko żebym zapomniała choć na moment. Gdyby to było takie proste.
- Kochanie! - mama przytulała mnie tak mocno jakby chciała zobaczyć czy jestem cała.
- Mamo nic mi nie jest. - powiedziałam i wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariata
- Jesteś pewna, że już dobrze się czujesz?
- Tak, jest ok. Gdzie tata? - cisza jaka zapadła była jeszcze bardziej niezręczna niż wcześniej. No tak mogłam się tego spodziewać. Po co być z córka i ją wspierać, lepiej zniknąć.
- Natalia, przecież tata się wyprowadził... - zaczęła niepewnie
- Wiem, liczyłam, że masz z nim jakiś kontakt. No, ale skoro nie, to trudno.
- Skarbie wiem, że Ci ciężko najpierw ojciec nas zostawiła a potem..
- Nic mi nie jest. Musze się tylko przewietrzyć - powiedziałam udając się w kierunku wyjścia a wszyscy ruszyli za mną. - Sama - dodałam. Spojrzeli po sobie i mama przytaknęła. Jakbym potrzebowała jej zgody. A może właśnie tak było.. chciałam zgody. Pragnęłam poczucia, że robię dobrze.
Zwykły jesienny dzień a jednak słońce świeciło mocno. Pogoda wręcz wyśmienita, żeby wskoczyć na motor i popędzić prosto przed siebie. Z dala od tłumów, tylko ty, natura i motor. Nic nie może Ci przeszkodzić w osiągnięciu szczęścia.Takie szczęście starszym ludziom w szpitalnych koszulach dawał park. Przechadzali się po nim, poszukując sensu życia. Większość z nich była samotna, sama jak palec. Żadnych bliskich, przyjaciół, tylko oni i choroba która ich męczyła. Ja też jestem sama. Ktoś powie, ale przecież masz rodzinne, przyjaciół. Tak, ale dziś oni mi nie pomogą. Dziś pomóc muszę sobie sama. 
- Czemu siedzisz tu sama? -  jakiś wysoki, starszy mężczyzna przysiadł się do mnie.
- Musze, ułożyć sobie parę rzeczy.
- Utrata kogoś bliskiego? - zamruczał
- Tak, tak można powiedzieć.
- Można powiedzieć?
- Po prostu, nie wszystko idzie ostatnio po mojej myśli - Boże czemu ja się temu człowiekowi zwierzam.
- Rozumiem, ale myślę, że ten ktoś chciałby, żebyś była z nim teraz.
- Wiem.
- Ale nie wiesz co masz mu powiedzieć?
- Tak.
- Wiesz, moja żona dwa lata temu umarła w tym szpitalu. Przed śmiercią nie wiedziałem co jej powiedzieć, więc milczałem. Teraz, chciałbym cofnąć czas i powiedzieć jej tak wiele. Czasami jak wchodzę do pokoju w którym leżała i mówię do pustego łóżka. Nie chcesz chyba potem tu przychodzić i żałować?
- Nie chce tu w ogóle przychodzić.
- Każdy kiedyś się tu będzie musiał pojawić. To nieuniknione, ale każdy chce mieć wtedy bliskich przy sobie. - Człowiek mówił z senesem, nie mogę tu sterczeć jak kołek skoro potrzebują mnie tam w środku.
- Dziękuje. - odrzekłam i ruszyłam biegiem w stronę głównego wejścia. Wpadłam na korytarz i biegłam co sił w nogach. Minęłam rodzinę, znajomych, którzy zadawali masę pytań ale ja nie odpowiadałam. Wpadłam do sali nr 17, ujrzałam przed sobą mały biały pokój, na środku którego stało szpitalne łóżko. Aparatura wydawała się zaraz eksplodować. Już na pierwszy rzut oka było widać, że chodziła na pełnych obrotach.
Powoli zbliżałam się do pacjenta. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na chłopaka, grzywka opadała mu na czoło, więc szybko ja poprawiłam. Pocałowałam go w czoło i wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie jak fala tsunami. Łzy spływały mi po policzku.
- Przepraszam, przepraszam, że krzyczałam. To moja wina! - mówiłam do niego - Miałeś rację przegięłam, nie powinnam. - nie potrafiłam powstrzymać płaczu - A teraz ty. Gdybyś nie jechał... Luke powinieneś zostać! - krzyczałam. Nikt nie odpowiadał. Chłopak był w śpiączce, a ta cisza która panowała w pomieszczeniu sprawiała, że wariowałam.

piątek, 5 grudnia 2014

Ogłoszeń ciąg dalszy

Razem z Angel ustaliłyśmy iż rozdziały będą pojawiać się na zmianę, gdyż ostatnio w szkole lekko nie ma i nie jesteśmy w stanie ogarnąć dwóch blogów. Nie chce pod każdym postem pisać kiedy rozdział itd. Dlatego :

Pakt
06.12.14
20.12.14
03.01.15
17.01.15
31.01.15
14.02.15


Go Away
13.12.14
27.12.14
10.01.15
24.01.15
07.02.15
21.02.15
07.03.15



Także widzimy się jutro/ Roxy

wtorek, 2 grudnia 2014

Hej kochani to znowu ja

Chciałabym serdecznie zaprosić Was, na mojego drugiego bloga http://pakt-louis-tomlinson-fanfiction.blogspot.com/  Mam nadzieje, że się Wam spodoba. Jak pewnie zauważyliście zmienił się wygląd strony za co chciałabym podziękować Angel, mojej najlepszej przyjaciółce. Kochanie to wygląda super. / Roxy

poniedziałek, 24 listopada 2014

Ogłoszenia Parafialne

Kochani, ze względu iż 11osób zagłosowało na Drugą cześć, szczerze nie spodziewałam się, aż tak wielkiego poparcia, pierwszy rozdział drugiej części pojawi się 5 grudnia a wraz z nim pojawią się linki do moich nowych historii. Do zobaczenia za dwa tygodnie. Kocham Was / Roxy

niedziela, 9 listopada 2014

Epilog

Mama krzątała się po kuchni i przygotowywała wszystko na kolacje z Hemmings'ami. Dzieciaki biegały od furtki w tą i z powrotem. Jedynie ojciec próbował jeszcze zapobiec wieczorowi.
- Daj spokój, to przemili ludzie. Od zawsze Ci mówiłam, że musisz nauczyć się słowa tak.
- Jasne, ja muszę. Za to oni to anioły, które.. - nie zdążył dokończyć bo zadzwonił dzwonek do drzwi.

To co działo się potem, lepiej żeby zostało w naszej małej tajemnicy, ale powiem wam, że kurczak nauczył się latać, ziemniaki stały się "tajną bronią" , słodycze przekupstwem, a ideologie były chodzącymi bombami. I właśnie w ten sposób wróciłam wcześniej do szkoły żeby odpocząć. - zakończyłam a klasa patrzyła na mnie lekko jak na wariatkę, chyba ze względu na ostatnie zdanie. Nagle odezwała się Karolina
- A to ja myślałam, że miałam szalone wakacje, nie mogłam się bardziej pomylić! - wszyscy zaczęli się śmiać i nagle zadzwonił dzwonek.
- Dobra jutro już normalnie lekcja. - odparła nauczycielka.
- Natalia, bo ja muszę Ci... - zaczęła Wiki
- Natalia! - zobaczyłam biegnącego w naszą stronę Maćka, jego mina nie wróżyła niczego dobrego....

***

No i króciutki epilog jak przystało na epilog ;D Nawet nie wiecie jaki jaką niespodziankę mi zrobiliście kiedy w ciągu dwóch dni okazało się że przybyło nam  130 wyświetleń. naprawdę jesteście wielcy!!! Chciałabym jeszcze raz Wam podziękować za czas który ze mną spędziliście to były najlepsze miesiące mojego życia. Chociaż wiem, że nie zawsze wywiązywałam się z obietnic zawsze byliście ze mną. Przede wszystkim chciałabym podziękować "Hemmingsowa" która prawie pod każdym rozdziałem zostawiała mi przemiłe komentarze, które dawały mi olbrzymiego kopa do pisania.
Jak widzicie na końcu epilogu zostawiłam sobie tzw "furtkę "do pisania drugiej część. Przez cały dzisiejszy dzień zastanawiałam się nad tym czy pisać dalej ponieważ jestem już w trakcie przygotowywanie dwóch innych fanfiction. Więc postanowiłam, że zrobię sondaż i to wy zadecydujecie czy chcecie druga część. Macie dwa tygodnie na podjęcie decyzji i  zaznaczenie tak lub nie w ankiecie. Jeśli będzie około 10 osób na tak, to będę pisać dalej.
W takim razie żegnam już się z wami i Kocham Was ♥ / Roxy

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 23 - Przeszłość boli najbardziej

Notka pod rozdziałem, obowiązkowo przeczytać! :)
- Co chciałaś mi powiedzieć?
- Wiesz, że muszę powiedzieć bratu.
- Wiem. - powiedział i nastała cisza - Jak zamierzasz to zrobić?
- Nie wiem.
- Zostać z tobą?
- Nie, chciałam pogratulować drugiego miejsca i pożegnać się na jakiś czas.. rozumiesz. Dopóki nie wrócę do Wrocławia.
- Jasne, i dziękuje. Mamy to drugie miejsce dzięki tobie.
- Tak.. no to, cześć. - powiedziałam i pocałowałam go po raz ostatni
Kiedy przekroczył próg warsztatu po moim policzku spłynęła łza, a do warsztatu już wkroczyli po dekoracji zwycięscy.
- Dominik musimy pogadać. - zagadałam brata
- Nie teraz. Trzeba spakować sprzęt, zarezerwować knajpę...
- Poradzą sobie. Dziewczyna Bartka to zrobi, ma dar przekonywania.
- Ty?
- Nie, jego prawdziwa dziewczyna - Alex. Nasz związek to nie jest prawda.;
- Co?
- Bartek chronił mój związek z Hemmings'em.
- Co!? - tym razem krzyknął ojciec
- Tak, nie chciałam wam mówić, ale sprawy się skomplikowały i...
- Postanowiłaś nam powiedzieć?! - ciągnął ojciec
- Tak! Kocham was, ale jego też i nie mogę...
- Czemu nic nie mówiłaś, i ty, Bartek też. Ktoś jeszcze wiedział?! - wydarł się
- My. - ręce podnieśli Maciek, Dawid, Przemek, Wiktoria i Kuba
- Wyście powariowali do reszty! Czemu nikt nic nie mówił, że moja córka jest z tym Australijczykiem! - powiedział a wokół zapanowała cisza
- Bo ja ich prosiłem. - usłyszeliśmy głos Luke'a, który stał przy wejściu z Ash'em, Calum'em i Michael'em.
- Ty prosiłeś! - ojciec zaczął iść w stronę chłopaka ale drogę zagrodził mu Kuba
- Proszę Pana, też go nie lubię, ale po tym czasie przekonałem się, że kocha Pana córkę i...
- Kuba nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. - rzekł spokojnie do chłopaka a ja byłam pod wrażeniem jego postawy
- Tato daj mu spokój. Co chcesz zrobić? Postraszyć go jak piętnastolatka wtedy? - spytał Dominik, który od początku rozmowy coś wytrwale analizował.
- Jakiego piętnastolatka?
- Hemmings'a. To o to się pokłóciliśmy, ojciec nakrył go jak zmienia ustawienia w moim motorze, żeby wygrać wyścig.
- Nie zrobiłem tego. Widziałem jak ktoś przy nim grzebie, a gdy mnie zobaczył uciekł. Więc chciałem...
- Milcz!
- Daj mu dokończyć! - powiedział Dominik
- Chciałem go z powrotem przygotować do jazdy.
- Bujdy!
- Ja mu wierze. - odezwał się Dominik
- A to niby czemu, przekonała Cię jego płytka historyjka?
- Kiedyś mu ufałem, dopóki nie powiedziałeś mi, że on się do tego przyznał!
- Bo tak..
- Nie było! - powiedziałam
- A ty skąd to możesz widzieć?!
- Bo to ja zmieniałam wtedy ustawienia. - wokół nas zapanowała cisza -  Uciekłam, bo nie wiedziałam kto idzie, a mnie wtedy nie powinno tam być. Byłam chora, ale wyszłam z domu bo chciałam pomóc.
- Więc to na pewno nie był on! Ty jednak zawsze byleś pewny, dlaczego?! - Dominikowi ciśnienie podnosiło się z minuty na minute. Rozpętałam piekło.
- Jego rodzina!
- Rodzina? No proszę czyli nie chodziło o mnie tylko o kasę! Tak? O inwestycje, która wam wtedy nie wyszła! - wydarł się
- Że co? O czym ja jeszcze nie wiem?! Czy ktoś mi powie? - krzyczałam
- Ojciec chciał założyć ekipę z ojcem Hemmings'a. Chciał zrobić wielką kasę na naszych wyścigach, ale nie pasowały im ich własne poglądy i..
- Dlatego, że ta rodzina to..
- Co? Kłamcy? Nie, to chyba opisuje naszą. - westchnęłam
- Luke, przepraszam. - powiedział Dominik - Uwierzyłem nie tej osobie co trzeba.
- Stary daj spokój.
- Synu co ty wygadujesz?!
- Tato, daj sobie już spokój!
- Ja się jeszcze z tobą Hemmings policzę. - powiedział ojciec i wyszedł trzaskając drzwiami. Atmosfera jaka panowała jest nie do opisania. Po jednej stronie stali Luke, Ash, Cal i Michael a po drugiej my. Nie mogłam dłużej tak stać. Podeszłam do Hemmings'a i przytuliłam go. Uśmiech na twarzy Dominika pojawił sie mimowolnie.
- To co juz po dramie? Teraz idziemy świętować? - powiedział Kuba
- My też możemy się dołączyć? - spytał Hood
- Wy, jesteście gośćmi honorowymi! - zaśmiał się Dominik z uśmiechem
- Natalia... - zagadała Wiktoria
- Daj spokój idziemy się bawić! - odparłam
Impreza trwała do rana, wszyscy bawili się jakby znali się od zawsze. Alkohol lał się hektolitrami i nikt nie myślał co będzie jutro. W końcu odetchnęłam ze spokojem.

***

Hej, mamy kolejny i ostatni rozdział. W niedziele pojawi się jeszcze epilog. Chciałabym podziękować wam za te miesiące z wami i za to że tak dużo was czytało moje fanfiction . Wczoraj buchło nam 4000 wyświetleń. Jesteście wielcy. Jeśli chcecie czytać jeszcze inne moje opowiadania to napiszcie do mnie na tt: @team_poland_13. Naprawdę bardzo wam dziękuje za wszystko i do zobaczenia przy epilogu :) / Roxy

piątek, 31 października 2014

Rozdział 22 - Kiedy wszystko dzieje się za szybko

Minełam jeden park maszyn, wpadłam na Petersena i z każdym krokiem nabierałam coraz więcej energii. Gdybym mogł to wpadłabym z hukiem do ekpiy Australii ale zachowałam na tyle rozsądku, żeby wejść tylnymi drzwiami prosto do magazynu w którym na szczęście byli zawodnicy.
- Czyś ty do reszty zwariował!
- Spokojnie, nie zwariowałem. - tłumaczył Luke
- No ja bym nie była tego taka pewna.
- To niby czemu?
- Bo specjalnie dałeś się wyprzedzić.
- Popełniłem błąd!
- Po pierwsze, sama się kiedyś ścigałam, po drugie znam Cię, nie popełniasz takich błędów!
- Mechanicy źle ustawili mi motor, nie miałem innego wyjścia niż tamtędy.
- Nie.
- Nie prawda? - spytał dobrze znając odpowiedz- Nie prawda, bo tu byłaś, żeby zmienić ustawienia.
- Skąd wiesz, że to akurat musiałabym być ja.
- Więcej razy powtarzałaś, że te młoty nic nie potrafią niż to, że mnie kochasz! - zaśmiał się
- Nie prawda.
- Prawda.
- Zgodziliście się na to żeby spieprzył wyścig?- spytałam reszty
- Powiedział nam po wyścigu, ale nie mamy mu za złe. - powiedział Calum
- No jasne, bo to przecież tylko jakieś tam zawody... Czemu to zrobiłeś?
- Nie gramy w tej samej drużynie, nie mogłem wygrać.
- Skąd pewność, że to przez motor?
- Dziesiątego nie skończyłem, bo coś siadło. Oni nic z tym nie zrobili bo twierdzili, że wszystko gra. A tu nagle wygrywam i w 17 jestem na zwycięskiej pozycji.
- I co teraz zamierzasz zepsuć go z powrotem?
- Nie, to było jednorazowe zawieszenie broni. Zresztą ja juz dziś nie jade.
- Ok, gdzie Cal?
- Poszedł na wyścig. - rzekł Irwin
- To colera co my tu jeszcze robimy? - krzyknęłam i pobiegliśmy wszyscy pod bandy.
***
- Gdzie byłaś już drugie okrążenie? - spytał tata
- W łazience. I jak?
- Jedzie na pierwszym.
- A Hood? - spytałam a ojciec spojrzał na mnie dziwnie
- Trzecie.
- Ostatnie okrążenie i nic nie zapowiada się na zmianę lidera. Polacy coraz bliżej wygranej! - po stadionie roznosił się głos spikera - Koniec wyścigu 18. Jeszcze dwa i wyłoni nam się zwycięzca. Polacy w tej chwili mają 37 punktów, Duńczycy wskoczyli na drugie miejsce z 32 punktami, Australia 29 ale to jeszcze nie przekreśla Australijczyków. - komentował spiker - Właśnie skończył się 19 wyścig i cóż za tragedia Polaków, ich zawodnik przewrócił się i został zdyskwalifikowany. Australia zdobyła w tym wyścigu trzy punkty, Wielka Brytania dwa a Dania jeden.
- Chłopaki został ostatni wyścig mamy przewagę nad Duńczykami cztery punkty a nad Australijczykami pięć. Wystarczy jechać tylko na trzeciej pozycji ale nie ograniczajmy się do minimum. Musimy to wygrać! - pobudzał trener naszych zawodników - Została minuta, więc Janek na motor i w drogę! - zakończył a to co dział się później pamiętam jak przez mgłę.

Wystrzał z pistoletu, taśma w powietrzu, warkot silników i kurz unoszący się przy linii startu. Szybkie objęcie prowadzenia prze Michaela, za nim Duńczyk a nasz na czwartym. Szybkie kalkulacje czy zdążymy dogonić Brytyjczyka i go wyprzedzić. Zostały dwa kółka i nic. Wiara powoli rosła w zespole Duńskim dla którego taki układ dawałby im drugie miejsce. Australijczycy też już nabierali nadziei na dodatkowy wyścig o pierwsze miejsce a Polacy nadal mogli mieć nadzieje.
Zostało ostatnie okrążenie, pierwszy wiraż Duńczyk spada na trzecie miejsce, Brytyjczyk spada na czwarte i w ten sposób nasz ląduje na drugim.
Kiedy jednak jest już wszystko pewne Duńczyk wyprzedza Polaka, sędzia macha szachownicą.
Publika oklaskuje zwycięzców a ty stoisz jakby czas się dla ciebie zatrzymał. Analizujesz wszystko od początku. Dochodzisz do wniosku, że to powinno wystarczyć do wygranej. Takie było minimum. Wyczekujesz teraz tylko spikera, słyszysz upragnione - Champions is Poland! - i widzisz euforie, najbliższych ze łzami w oczach skaczących w kółko jak pięciolatki. Ty jednak stoisz na uboczu i z uśmiechem na twarzy patrzysz na ten obrazek, chcąc go jak najlepiej zapamiętać. jednak chwile potem dotyka Cię rzeczywistość i widzisz smutnego chłopaka z przyjaciółmi. Czas zaczyna płynąć normalnie, a ty w wyobraźni widzisz jak własnym postępowaniem zmazujesz uśmiech z twarzy zwycięzców. Odwracasz wzrok i widzisz dziewczynę, która pragnie rzucić się na szyje chłopakowi, ale nie chce zniszczyć Ci życia, więc cierpliwie czeka na twój ruch. Nie ważne jak bardzo jej nie lubisz, teraz to ty jesteś ta złą. Ty tak bardzo chcesz uciec jak najdalej z tego miejsca, ale wiesz, że to nie jest dobre wyjście więc odwracasz się od ludzi Ci bliskich i szybkim krokiem ruszasz na ostatnie spotkanie. Na ostateczny krok w swoim życiu. Przekraczasz tak dobrze znany Ci próg, rozglądając się po miejscu jakby było Ci obce i piszesz sms'a. Tego jednego tak dobrze rozumianego przez wszystkich:  Musimy pogadać. spotkamy się w moim parku maszyn.
Napięcie z każda chwilą zaczyna rosnąć, zdajesz sobie sprawę, że zaraz wybuchniesz ale próbujesz być silna. Słyszysz jak on przekracza próg. Widzisz jego spokojna twarz patrzącą na ciebie z żalem a twoja krtań odmawia posłuszeństwa. Wtedy on, twój chłopak, przejmuje nad wszystkim kontrole.

***

Ufff no i się wyrobiłam ;) Mamy następny rozdział w tak szczęśliwy dzień jak HALLOWEEN. Wszystkim obchodzącym to święto, życzę miłego zbierania cuksów i do zobaczenia za tydzień / Roxy

piątek, 24 października 2014

Rozdział 21 - Patriotyzm i miłość nie zawsze chodzą tymi samymi drogami

- Cholera gdzie ten klucz?! - darł się Maciek
- Maciek nie podkręcaj mu tylko poluzuj! - pieklił się Dawid, kiedy przyjaciel znalazł klucz.
- Może weź drugi motor. - doradzał Przemek
- Nie mogę, moje kołpaki ma Piotrek. - tłumaczył Dominik
- O co te nerwy, przecież jest dobrze. - powiedziałam a wokół zapanowała cisza i wszyscy patrzyli w moją stronę łącznie z mechanikami reszty polskich mottocross'owców.
- Widziałaś tabele? - spytał Kołodziej, który z lodem na karku czekał na swój kolejny wyścig
- Skąd masz lód? - wtrącił się Dominik
- Stoi przy wejściu na zaplecze.
- Dzięki. - powiedział i pognał po okład
- Widziałam, mamy 18, Australia 16, Dania 11,Wielka Brytania 6, ale nie możemy panikować - Maciek oddaj ten klucz! - powiedziałam podchodząc do motoru brata i wyregulowałam śrubę.
- Motor gotowy?
- Tak, leć i wygraj. - uśmiechnęłam się. Jak powiedziałam, tak zrobił - wygrał rywalizacje z Michaelem.
Następnym z Australijczyków, który miał zapewne rozstrojony motor i nie dojechał. Nie traciłam czasu z racji iż naszym reprezentantom szło dobrze postanowiłam pomóc chłopakowi.
- Co ty tu robisz?! - usłyszałam nad głową wrzask Ashton'a, który skończył właśnie wyścig 13.
- Ciszej, bo umarłych obudzisz. - odpowiedziałam i dalej zmieniałam ustawienia.
- Powiesz, co robisz z motorem Luke'a
- Mówiłam już, że macie mechaników do bani?
- Wspomniałaś, ale ja tak serio. Nie możesz tu być.
- Ja też całkiem poważnie, a jak widzisz jestem . O gotowe, jakby kto pytał to mnie nie widziałeś. - powiedziałam zostawiając zdezorientowanego chłopaka. Gdy tylko weszłam do warsztatu zostałam zaciągnięta na rozmowę z Alex.
- Jak tu weszłaś?
- Jestem modelką, mam swoje sposoby. - powiedziała wymownie wskazując na swoje walory.
- Co chcesz?
- Kiedy powiesz wszystkim o tobie i tym chłopaku!
- Spokojnie dziś to zrobię, bez spiny.
- To ma być załatwione inaczej ja im powiem.
- Jasne Alex - zaśmiałam się i wyszłam. Nie będzie mi dziwka podskakiwać.
- Gdzieś ty była?! Zaraz ostatnia runda!
- Jakie wyniki z ostatnich trzech wyścigów?
- Dominik trzeci, Piotrek drugi a Janek czwarty.
- Jak Australia?
- Nie wiesz? Nie jesteś na bieżąco? - zadrwił
- Skończ już dobra.
- Hemmings pierwsze, Irwin też a Hood czwarte.
- Clifforda nie pościli w tej rundzie?
- Nie dwa razy Ashton jechał. Chodź, ustalają ostatnia rundę. - powiedział i ruszyliśmy w stronę wielkiej tablicy przy której stał trener z zawodnikami.
- Dobra nic więcej nie wykombinujemy. Tak zostaje a teraz idźcie się szykować! - ogłosił trener  i razem z reprezentantami rozeszli się.
- Dominik i jak? - spytał Kuba
- Jadę jako pierwszy z Hemmings'em. - powiedział. a ja stałam jak wryta czy naprawdę cały świat jest przeciwko mnie. Dlaczego w decydujących wyścigach nie może jechać przeciwko komuś innemu?
- A potem? - spytał Kuba
- Jarek z Calum'em,  Piotrek z Ashton'em i Janek z Michael'em.
- Zapowiada się ciekawie! - skomentowała Wiki, która pojawiła się z zaskoczenia.
- Co ty tu robisz?
- Nudziło mi się na trybunach, przyszłam pogadać i zobaczyć jak to wygląda stąd i powiem, że o wiele ciekawiej,
- To fajnie, zostały mi dwie minuty więc lecę. - powiedział brat a my ruszyliśmy pod bandy.
- Natalia, bo ja muszę Ci coś powiedzieć.
- Nie teraz Wiki, nie teraz..
- Zawodnicy ustawili się już na starcie. Kto zdobędzie tytuł mistrza świata? Tego dowiemy się po 20 wyścigu a przed nami wyścig 17 w którym od zewnętrznej strony Chris Harris (Wielka Brytania), Mades Korneliusz (Dania), Luke Hemmings (Australia) i Dominik Białoszewski (Polska).
I ruszyli, najlepiej wystartował Australijczyk tuż za nim Polak a na jego ogonie Duńczyk. Polak próbuje wyprzedzić lidera od wewnętrznej ale bezskutecznie. Za to do Duńczyka zaczyna dobierać się Brytyjczyk. Zostały dwa okrążenia,. jak to się potoczy? I Brytyjczyk wyprzedził Duńczyka cóż za emocje. Zaczynamy ostatnie okrążenie Polak zbliża się do Australijczyka i atakuje po zewnętrznej. Ten jednak broni się w zaparte i ostatni wiraż i Polak na pełnej szybkości wymija Australijczyka po zewnętrznej przez przytrzymanie krótkiej australijskiego zawodnika.  Cóż za pomyłka tego młodego zawodnika. W ten sposób Australia traci już cztery punkty do Polski. - komentował spiker, a ja nie mogłam uwierzyć w to co widziałam.
- Wow, stary wygrałeś!- krzyczał Maciek
- Brawo synu!
- Byłeś świetny!- chwalił go Hampel
- Dziękuje i powodzenia.
- Przyda się, jadę z Hood'em.
- A ty co sądzisz? - spytał brat
- Ta, świetnie. Musze coś załatwić zaraz wracam
- Yhm, jasne.

***

No i mamy kolejny, coraz bliżej do zakończenia,a ja nadal nie mogę uwierzyć, że tyle was aż to czyta.Nie obraziłabym się jakbyście jeszcze pozostawiali po sobie komentarze. Mam nadzieje, że ten rozdział wam się spodoba. / Roxy

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 20 - Początek końca

To był ostatni dzień rywalizacji na mistrzostwach. Za parę minut miał się rozpocząć ostatni finałowy mecz. Na trybunach wrzało, a na wietrze powiewały flagi wielkiej Brytanii, Australii, Polski i Dani. Kibice wiwatowali na cześć swoich reprezentantów, motywując ich przy tym. W parku maszyn atmosfera była napięta. Wszyscy biegali między motorami próbując za wszelką cenę przewidzieć jak przygotowana będzie nawierzchnia toru. Stałam na środku tego całego zamieszania przyglądając się temu przeklętemu motorowi, który zaczął całą tą historie.

***

- Domo, domo! - po całym podwórku roznosił się głosik małej dziewczynki
- Co jest? - spytał starszy brat stojąc w gronie swoich kolegów
- Wujek przyjechał. Chodź zobacz! - ciągnęłam go za rękę
- Natalia, ale po co?
- Przyjechał na motorze. chodź my też się przejedziemy! - ekscytowała się 
- Nie umiesz jeździć mała, zresztą ja też nie.
- To się nauczysz no chodź... i nie jestem mała!
- Oczywiście. - zadrwił wysoki brunet - Kuba!
- Nie, to nie. Sama pojadę! - krzyknęła i ruszyła w stronę dużej machiny. Nie tracąc czasu wsiadła na motor i zabierając wcześniej klucze właściciela włożyła do stacyjki.
- Natalia, zejdź z tego! - surowy głos matki, zapobiegł prawdopodobnie śmierci jej córeczki.
- Mamo chce jeździć na motorze.
- Natalia przecież masz dopiero 6 lat.
- I co, zawsze mówisz, że jestem duża.
- Kochanie, w tej chwili nigdzie nie pojedziesz jednak jeśli za rok nadal będziesz chciała to we Wrocławiu jest szkółka mottocrosowa. Pojedziesz raz i zobaczymy. Ok? - powiedziała rodzicielka będąc pewna, że to chwilowa zachcianka córki
- Ok! - dziewczynka przytaknęła  wiedząc, że jej marzenie przetrwa.

***

- Natalia nie stój tak i pomóż Maćkowi przynieść lód z zaplecza.
- Tato, to motor wujka?
- Tak, przyjechał kibicować twojemu bratu. Coś nie tak?
- Nie, nie tak pytam. - odparłam i ruszyłam na zaplecze w poszukiwaniu lodu
- Kartony są po lewej! - powiedział Maciek pojawiając się nagle zza regału.
- Jasne, już biorę - powiedziałam i wzięłam kartony z okładami. Niosąc je usłyszałam wołanie Dominika.
- Natalia możemy pogadać?
- Wiesz co, potem, muszę to zanieść.
- Kuba mógłbyś? - spytał brat przyjaciela, kierując wzrok w stronę pudła na moich rękach.
- Jasne, szczere rozmowy najważniejsze! - zaśmiał się. jakbym mało miała sugestii i wyrzutów sumienia.
- Chciałem Ci podziękować.
- Mi? Za co? - spytałam
- To dzięki tobie tu jestem. - powiedział i to był mój gwóźdź do trumny.
- Może i miałam mały udział w tym, ale to i tak twój talent spowodował, że tu jesteś.
- Pamiętasz co powiedziałaś tego dnia.
- Jak mogłabym nie pamiętać!

***

- Dominik mam gdzieś czy mi pozwalasz! Jadę na ten wyścig i tyle.
- Zgłupiałaś do końca! Masz 10 lat i chcesz się ścigać z osiemnastolatkami!
- Dokładnie.
- Nie mam mowy nie puszczę Cię,
- Niby jak to zrobisz? Będziesz biegł czy jechał na rowerze za mną? Życzę powodzenia w dogonieniu.
- Wsiądę na motor ojca.
- Nie umiesz jeździć. Zabijesz się.
- Jeśli ty wsiądziesz będziesz miała mnie na sumieniu.
- Szantażysta, nie wiesz jak to jest mieć pasje, a bez niej nigdy nie będziesz szczęśliwy!
- Motor ma mnie uszczęśliwić?
- Pojedz ze mną a się przekonasz. - powiedziałam
- Że się zabijesz?
- Nie, że będziesz szczęśliwy.

***

- Wtedy na tym wyścigu poczułem, że też chce jeździć tak jak ty.
- Ta, następnego dnia ojciec uczył Cię jeździć!
- Rok później jeździliśmy już razem z Bartkiem, Kubą i Przemkiem juniorów na tym za Wrockiem.
- I z Luke'iem.
- Ta, jego ekipa też tam jeździła.
- Teraz walczycie przeciwko sobie.
- Oni są Australijczykami.
- Mówię o klubie.
- No, trochę się pozmieniało.
- O co ogółem poszło?
- Długa historia.
- Już nawet nie wiesz...
- Sorry, że przerywam, ale jest już lista pierwszej rundy, trener Cie wzywa. - powiedział Dawid, a Dominik podążył na ostatnie ustalenia.
- Dzięki, nie mogłeś później? - spytałam z wyrzutem i ruszyłam sprawdzić co ustala jeszcze Maciek.
- Wszystko gotowe?
- Już lepiej chyba nie umiem.
- Czyli jest genialnie.
- Dobra ja jadę czwarty, jak wygląda motor? - spytał brat wchodząc do parku
- Wydaje.. - zaczął Maciek
- Jest gotowy! - podsumowałam i wszyscy wyszliśmy z parku maszyn ustawiając się przy bandzie do obejrzenia pierwszego wyścigu

- Na wewnętrznym torze dziś w czerwonym kasku nasz reprezentant Hans Ivensen. - krzyczał Duński spiker a publika szalała - Koło niego w kasku białym reprezentant Polski. - Jarosław Hampel. Na torze obok w niebieskim reprezentant Australii, Calum Hood! A na zewnętrznym dziś w żółtym Simon Stead reprezentant Wielkiej Brytanii! - przedstawił zawodników i po chwili ruszyli. Już na pierwszym wirażu prowadzenie objął Polak, za nim Duńczyk, Australijczyk i Brytyjczyk i tak skończył się pierwszy wyścig. Następnymi naszymi reprezentantami byli Janusz Kołodziej, Piotrek Prostasiewicz, a na koniec Dominik, który ścigał się z Luke'iem. Cała ekipa zajęła kolejno w wyścigach pierwsze miejsc co dało nam dość duża przewagę nad słabszym rozpoczęciem Australijczyków, ale to był dopiero początek. Po kolejnej  rundzie nasi zawodnicy stracili sporo punktów na rzecz pierwszego miejsca Luke'a (jako Jockera*), Caluma i wtedy w parku maszyn rozpoczęło się piekło.

***

* Jocker -  osoba jadąca z Jockerem zdobywa podwójną liczbę punktów.

Zasady są wzięte z mistrzostw świata w żużlu, ponieważ nie do końca orientuje się jak to wygląda w mottocrosie. Mam nadzieje, że się za to na mnie nie obrazicie.
Jeśli chodzi o rozdział to wydaje mi się, że całkiem fajnie wyszedł xD Bardzo cieszy mnie to, że po miesięcznej nieobecności kiedy wracam od razu sporo wyświetleń i nawet komentarz się pojawił za który dziękuje. To bardzo motywuje, a na następny rozdział zapraszam za tydzień ;) wasze komentarze miło widziane /Roxy

sobota, 18 października 2014

Rozdział 19 - To już nie jest zabawa

- Udało się, wygraliśmy i przechodzimy do wielkiego finału mistrzostw świata w mottocrossie! - Tak właśnie krzyczał duński spiker po eliminacjach, a my, no cóż cieszyliśmy się razem z Duńczykami, ponieważ nam też udało się przejść. Od kiedy tu przyjechaliśmy minęły dwa tygodnie które nie były dla nas szczęśliwe. Dominik pokłócił się o coś z ojcem, ja zagłębiałam się w kłamstwach co o Luke'a, Wiktoria miała kryzys w związku, Luke wylądował w szpitalu po kraksie na torze, przez co Kuba mnie nienawidzi ponieważ zaniedbuje zespół, a Bartek zakochał się w tej modelce - Alex. Po prostu rewelacja! Kiedy staliśmy tak z Dawidem koło warsztatu stało się to czego nie spodziewałabym się w najgorszych koszmarach. W moją stronę pewnym krokiem zmierzała wcześniej wspomniana urzędniczka z którą z ostatniego spotkania ledwo co wyszłam z życiem. Desperacko rozejrzałam się w poszukiwaniu ochrony, ale byliśmy tu tylko w trojkę.
- Odwal się od Luke'a! - wrzasnęła na cały park maszyn aż za drzwi wyjrzał Kuba.
- Nie będziesz jej rozkazywać. - powiedział Dawid nie znając jej historii i możliwości
- Posłuchaj ty!
- Jego w to nie mieszaj, chcesz się zemścić na mnie, a nie na nim. - powiedziałam widząc jak sięga za broń ukrytą za kurtką. Jak ona tu wgl wlazła.
- Nie będziesz mówiła mi co mam robić mała suko!
- Dość tej dziecinady. - powiedział Kuba wychodząc z garażu ewidentnie wkurzony krzykami przeszkadzającymi mu w pracy i wtedy broń wystrzeliła. Wszystko wokół zamarło a chłopak z wielkim oczami wpatrywał się w stojący 4m obok niego znak przebity przez kule.
- Co to kurwa było!
- Kuba, nie wkurwiaj jej- powiedziałam nie ruszając się nawet o centymetr.
- Nawet nie miałem takiego zamiaru powiedział nadal ciężko oddychając. Dziewczyna stała przed nami machając pistoletem i szukając ofiary. Na szczęście ochrona musiała usłyszeć strzał i szybko znalazła się przy psychicznej kobiecie zabierając ją na komisariat.
- Kto to do cholery był?! - spytał Kuba
- Była mojego chłopaka. - rzekłam spokojnie, przyzwyczajona dziwnymi sytuacjami
- To powodzenia w dalszym życiu, jeśli Ci miłe. - powiedział
- Dzięki - odparłam i spojrzałam w stronę trybun na których usiedli Bartek i Alex obejmując się. Zdałam sobie sprawe, że jutro bedzie trzeba te kłamstwa  zakończyć. Zmierzyć się z prawdą.

***

Hej nie było mnie tu dlugi ale jest to spowodowabe ciągłym brakiem komputera. Mamy rozdział 19 i zbliżamy się do końca, zostały 4 rozdziały i epilog, ktore są juz napisane i są długaśne. Jutro watawie kolejny żeby to rroche nadrobić. Mam nadzieje, że mi wybaczucie /Roxy

piątek, 26 września 2014

Rozdział 18 - Niezręczna sytuacja

Powrót do hotelu niestety nie był najłatwiejszą rzeczą w ciągu tej nocy, ale kiedy w końcu wkroczyliśmy do pokoju nie zwracając na nic uwagi rzuciliśmy się na łóżko i tak zasnęliśmy.
Było ciepło, leżeliśmy nad basenem razem z Luke'iem wtuleni w siebie i przyglądaliśmy się szalejącym w wodzie chłopakom. Po prawej stronie na huśtawce Dominik bujał bliźniaczki. Wszystko było takie proste, wesołe i nierealne. Nagle słońce zaszło za chmury, a ja dałabym sobie rękę uciąć, że w powietrzu słychać było tą przerażającą muzykę z typowego horroru. Wtem zupełnie nie spodziewanie rozpoczęła się burza, grzmoty były strasznie głośne a blask piorunów aż raził po oczach. W pewnym momencie grzmot zatrząsł całą Ziemią a ja się obudziłam.
Pierwszą rzeczą po przebudzeniu jaką zauważyłam to zdezorientowane oczy Bartka, który leżał przytulony do mnie. Szybko odsunęłam się od niego pędząc otworzyć drzwi w które ktoś od dłuższego czasu walił.
- Czego? - spytałam od razu zdezorientowanego brata
- Przeszkadzam? - spytał kierując wzrok na rozwalone łóżko a na nim chłopaka. Nie wiem kto miał głupszą minę - czy ja nie znająca żadnego prostego wytłumaczenia czemu ubrani we wczorajsze ciuchy leżymy na łóżku - czy Maciek z Kubą którzy zupełnie nie wiedzieli co myśleć.
- Nie, nie. Co chcesz?
- Mamy śniadanie za pół godziny.
- A która jest?
- Wpół do dziewiątej.
- No dobra to widzimy się za pół godziny na dole.
- Tak, jak możesz to idź obudź Wiktorię bo po waszej nocnej wyprawie nie chce wstać - uśmiechnął się brat, a ja miałam ochotę przywalić sobie za głupotę, przecież on musiał się dowiedzieć a pytając czy przeszkadza miał na myśli zupełnie co innego - A i weźcie się przebierzcie bo alkohol czuć od was na kilometr - stwierdził i wyszedł zostawiając nas w niezręcznej ciszy.

***
- Wstawaj!
- Ale ja nie chce, boli mnie głowa, jestem zmęczona, mam dość.
- I jesteś marudna, nie denerwuj mnie.
- Ale co ja Ci zrobiłam, za co mnie tak karzesz - jęczała Wiktoria zakładając od piętnastu minut spodnie.
- Za chęć do życia. No już, czeka nas dziś niezapomniany dzień. Obiecuje Ci to! - odparłam z uśmiechem

***

No i mamy kolejnu rozdział. Za opoźnienia przepraszam ale nadal nie mam laptopa /Roxy

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 17 - Witamy w Danii

- Cholera, mijamy ten cmentarz już trzeci raz. Czy ktoś w końcu przyzna, że się zgubiliśmy! - narzekała Wiki
- To nie jest ten sam. Tamten miał inne wejście. - polemizował Dawid nie do końca wierząc w swoją tezę.
- Znawca cmentarzy się znalazł!
- Możecie się uspokoić! To ja tu powinnam być zestresowana, bo zgubiliśmy w obcym kraju mojego pijanego chłopaka, który nawet do cholery nie jest moim chłopakiem! - krzyknęłam głośno a po ulicy rozniosło się echo. Przytłaczającym faktem tego wieczoru, a może ranka była nie znajomość miasta i brak jakichkolwiek przechodniów. Byliśmy skazani na siebie i przedziwne nazwy ulic, które mówiły nam tyle co nic. Całą tą beznadziejną sytuacje potęgował nasz stan nietrzeźwości umysłu. Krótko mówiąc byliśmy w dupie.
- Mówię Ci, że powinniśmy pójść teraz prosto.
- Ty chyba na mózg upadłaś kobieto!
- Ja? A kto prowadzi nas cały czas w kółko? - ciągnęła Wiktoria
- To pójdźmy choć raz w lewo, bo zdaje mi się, że pamiętam ten sklep tam w oddali - rzekłam, wskazując na sklep z pamiątkami na końcu ulicy.
- A potem...
- Potem zobaczymy - skarciła Dawida Wiktoria.
Droga do sklepu okazała się jednym z najboleśniejszych 300 metrów całym moim życiu. Gdy tylko dotarliśmy do sklepu, pełni nadziei ruszyliśmy w stronę baru, który nas tak urządził. Czekała nas jednak kolejna niemiła niespodzianka.
- Widział Pan tu średniego wzrostu blondyna z dziwnym akcentem? - spytał barmana Dawid swoim kaleczącym angielskim.
- Tak był tu taki.
- Wie Pan gdzie teraz jest?
- Wyszedł, dziesięć minut temu z dziewczyną. Powiem wam, że niezły z niego podrywacz. Taka sztuka.
-To ja jestem jego dziewczyną! - wyrwało mi się z przemęczenia bądź przyzwyczajenia.
- No to już nie długo. - skomentował barman
- A to dlaczego?
- Chłopak wyszedł z najlepszą duńską modelką.
- Wiesz gdzie poszli? - spytałam bo forma grzecznościowa przestała obowiązywać po tym jak stwierdził, że nie mam szans z jakąś duńską lalunią.
- Poszli w prawo, tylko tyle wiem. - powiedział a my już byliśmy przy drzwiach, przyszykowani na pogoń za modelką i pijanym kumplem.
- Patrz, to chyba oni! - pokazał palcem Dawid na siedzącą i obściskującą się parę przy fontannie.
- Barteeeeek - głos Wiki rozniósł się po rynku, a chłopak automatycznie się odwrócił i ruszył z towarzyszką w naszą stronę.
- Sz-szukałem was, a Alex, mi pomagała. Wy gdzie byliście?
- Masz zakaz spożywania alkoholu do 40! - śmiał się Dawid
- Dzięki, że go pilnowałaś ale teraz my będziemy szli - powiedziałam do dziewczyny ale ta nie zwracając na mnie uwagi podeszła do Bartka całując go i umawiając się na następny dzień. Ta laska miała chyba nie równo pod sufitem, ale nie miałam czasu na jakiekolwiek przemyślenia bo była piąta i czas najwyższy wracać do hotelu.

***

No i mamy kolejny rozdział! :) Chcieliście modelkę i ją macie ale teraz muszę już lecieć po jakieś proszki przeciwbólowe. / Roxy

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 16 - Zakwaterowanie

- Gotowi do drogi? - spytał wchodząc do kuchni
- Jasne!
- A wy co nie przywitacie się? - spytał Kuba z udawaną troską
- Nie chce Ci przypominać, że jesteś sam. - zaśmiał się Bartek
- O mnie się nie martwcie, dam sobie radę.
- W takim razie. - odpowiedział i nim się zorientowałam złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Gdy tylko oderwaliśmy się od siebie ruszył w stronę wolnego krzesła ciągnąc mnie za sobą i usadzając na swoich kolanach - Przepraszam. - usłyszałam przy swoim uchu ale dobrze wiedziałam, że całe to udawanie to była tylko i wyłącznie moja wina.
Całą drogę ze względu na małą ilość miejsc spędziłam jak małe dziecko między kolanami Bartka, ale to co miało być gwoździem do trumny przyszło dopiero w hotelu.
- Nie ma Pani innych pokoi?
- Nie niestety, tylko trzy.
- W takim razie nie mam innego wyjścia. - powiedział ojciec i chwytając klucze zbliżył się do nas -  Mamy trzy pokoje, dwa podwójne i jedną czwórkę. W czym obydwie dwójki mają łóżka złączone.
- No to ja z Wiktorią w jednej dwójce. - powiedziałam wyciągając rękę po klucz
- Nie, bo na drugiej dwójce nie zmieści się dwóch chłopaków, to są łóżka hotelowe a nie jakieś wielkie łoża.
- No to niech Natalia śpi z Bartkiem, a ja z Wiktorią weźmiemy drugi. Okay? - to pytanie Dominik zadał bardziej jej niż mi ale postanowiłam się wtrącić - Czy ty sugerujesz mojej przyjaciółce..
- Oj daj spokój. Jesteśmy dorośli to tylko wspólne łózko, a nie przysięga małżeńska.Obiecuje nie tknąć twojej przyjaciółki. - uśmiechnął się
- No ja myślę.
- Wiecie, że ja tu jestem? - spytała Wiki
- Tak, ale ja nadal nie jestem przekonany do tego pomysłu. - próbował pomóc mi Bartek
- A co jest w nim nie tak? - podpuszczał go Kuba
- Fakt, że powinieneś być odizolowany od reszty przez te zabójcze gazy. - odpowiedział
- Jakoś damy rade! - stwierdził Maciek, dopóki nie napotkał mojego gromiącego wzroku - To znaczy, one są straszne, ale chyba... nie nie mam innego pomysłu. - powiedział zrezygnowany.
- W takim razie musi zostać tak, ale jeśli.. - ojciec spojrzał na Bartka
- Nie proszę Pana wszystko będzie w porządku. Obiecuje.
- Spokojnie, jeszcze Ci ufam.
- Tato! Daj spokój.
- Już spokojnie, idźcie się rozpakować i widzimy się za godzinę na kolacji.
Pokój, który dostaliśmy nie był za duży, ale spokojnie mogliśmy się w nim pomieścić. Widok z okna też do powalających nie należał, ale nie po to tu przyjechaliśmy.
- Pójdę się wykąpać przed kolacją. - oznajmił
- Jasne. - przytaknęłam i zaczęłam rozpakowywanie swoich ciuchów.
- Puk puk - usłyszałam za sobą głos Wiki
- Hej, wejdź.
- A gdzie twój współlokator?
- Pod prysznicem. - odparłam i dalej wkładałam, a może raczej upychałam koszulki do szafy.
- Przepraszam, to ja Cię w to wszystko wpakowałam.
- Daj spokój, gdybym nie ukrywała tego związku, nic nie musiało by tak wyglądać.
- Masz rację, ale mogłam się wtedy w tym garażu nie odzywać. Wymyśliłabyś za pewne jakieś lepsze kłamstwo, które nie zmuszało by ciebie i Bartka do okazywania udawanych uczuć.
- Zawsze mogło być gorzej. Nie wiadomo co ja w tamtym momencie bym powiedziała, nie przychodziło mi do głowy żadne kłamstwo. Stałam jak wryta i nie potrafiłam się słowem odezwać.
-  Dużo, się wydarzyło tego dnia, to nie był najlepszy wieczór dla nas wszystkich.
- Ta pamiętam, tą waszą nocną podróż.
- Nie nie chodzi mi o nocna podróż. Moja mama...
- Hej dziewczyny nie przeszkadzam? - spytał Dawid
- Nie no skąd tak sobie gadałyśmy.
- Wpadłem spytać, czy nie chciałybyście wieczorem gdzieś wyjść bo chłopaki zamierzają grać w karty.
- No jasne, przyda mi się trochę odpoczynku. Poczekaj spytam Bartka. - powiedziałam i podeszłam do drzwi lekko w nie pukając
- Co tam? - usłyszałam głos po drugiej stronie
- Idziesz z nami wieczorem czy wolisz grać w karty z moim bratem i ojcem.
- Idę z wami, a gdzie? - spytał wychodząc w samym ręczniku.
- Jeszcze planów nie ma, ale to będzie nie zapomniana noc.

***

Także mamy kolejny rozdział za wszystkie opóźnienia w te wakacje przepraszam, ale nie potrafię wszystkich wyjazdów pogodzić z blogiem. Teraz już jednak wróciłam do domu i mogę normalnie funkcjonować. Ze względu iż rozpoczyna się nowy rok szkolny ;( rozdziały będą się pojawiały w sobotę, niedziele bądź poniedziałek zależy od weny i czasu a zaczniemy od następnej soboty czyli od 6 września.
Było by bardzo fajnie jakby pojawiało się tu więcej komentarzy bo odsłon jest masa, no ale cóż. Za to mam do was jeszcze jedną prośbę, dziś na blogu pojawi się ankieta dotycząca nowej postaci, już chyba wam o tym pisałam także mam prośbę aby każdy kto to czyta wypełnił ją ;) To chyba koniec ogłoszeń parafialnych ;) / Roxy 



wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 15 - Wyjazd

Gdy weszliśmy do domu w powietrzu odczuwało się niepokojącą cisze. Kiedy jednak weszłam do kuchni zza zakrętu wyskoczyła w moja stronę mama.
- O Boże to tylko ty! Myślałam, ze ktoś się włamał. - powiedziała i dopiero teraz zobaczyłam w jej  ręce nóż kuchenny.
- Chciałaś go tym zabić? - spytałam, dając ręką sygnał Piotrkowi , że droga do jego pokoju wolna.
- Nie no co ty, dopiero wtedy kiedy by mnie zaatakował.
- Mhm ciekawa perspektywa obrony własnej. Nożem kuchennym, który jest tępy!
- Co? - powiedziała spoglądając na własna broń i dotknęła krawędzi - no faktycznie. To po co my go trzymamy?
- Mnie o to nie pytaj. - zaśmiałam się
- Jest dopiero czwarta, wyjedziecie po piątej.
- Wiem ale nie mogłam spać. - skłamałam - Po piątej a nie o szóstej.
- Nie, tata stwierdził, że im wcześniej tym lepiej. Zajmij się tam wszystkimi, bo wiesz, że jak twój ojciec coś czasami wymyśli to głowa mała!
- Wiem, a ja to niby mam lepsze pomysły?
- Z dwojga złego wole chyba twoje szalone pomysły.
- Zastanów się dwa razy. - podpuszczałam ją, ledwo patrząc na oczy.
Nie mam pojęcia, ale to jeszcze nie czas na więcej informacji - wykręcałam się jak mogłam
- No jak uważasz, a o której wróciliście? Bo nie widziałam jak podjeżdżaliście.
- Nie wiem, nie patrzyłam, która była. Gdzieś po 23, a samochodu nie widziałaś bo zostawiłam go za domem, żeby dzieciaków nie budzić.
- Dzień dobry! - usłyszałyśmy zaspany głos wchodzącego do kuchni ojca - O, a co ty już nie śpisz?
- Nie mogłam spać.
- A jak samochód?
- Normalnie, a co miało by z nim być? - spytałam zaniepokojona
- Zmieniałem ostatnio podwyższyłem  zawieszenie i nie miałem okazji potem nim jechać.
- To powiem ci, że to dużo nie dało. Na ulicy, ale na leśnych dalej można utrzymać zasadniczą prędkość, chociaż powinno być jeszcze wyżej.
- To nie w tej osobówce, tu już się nie da i tak nagiąłem zasady bo tak wysokie w osobowych w teorii nie może być bo będzie oddziaływa na chłodnice ale w praktyce jak widać działa.
- Możecie przetłumaczyć na nasze? - wtrąciła się mama
- Tata podwyższył zawieszenie co sprawiło, że samochód może jeździć po wyższych hałdach.
- Powiedzmy, że rozumiem, ale kiedy ty wczoraj jeździłaś po hałdach
- Jechałam tą boczną drogą, bo były korki.
- Nikt cie nie złapał?
- Nie, no co ty.
- Czemu zamieniłaś się z Dominikiem na samochód?
- Musiałam odebrać parę rzeczy z okolic korepetytorki Patryka wiec stwierdziłam, że go przy okazji zawiozę.
- Właśnie, mówiła coś o nim?
- Wspominała coś, że bardzo dobrze sobie wczoraj radził.
- To świetnie, jak możesz to idź obudź brata - powiedziała, a ja ruszyłam schodami na górę. Ledwo powstrzymywać się przed ziewaniem. Weszłam do "królestwa" Dominika. Pierwszą rzeczą jaką tam  zrobiłam, było planowanie jak zdenerwować Kubę. Od małego to było naszą metodą przekazywania  swojej przyjaźni. Chwyciłam więc telefon brata i wysłałam sms'a : "Jak będziesz jechał to weź mi kawę"
Zabrałam się do swoich metod budzenia Dominika które były dość drastyczne ale zawsze działały.
- Czyś ty oszalała do końca? Która godzina?
- Twoja ostatnia, ale tak na serio to wstawaj jak chcesz jechać z nami.
- Dobra zaraz przyjdę. Jak droga masz wszystko?
- Mam, jakoś dojechałam, dzięki za troskę .
- Spałaś?  - spytał ubierając swoją ulubioną koszulkę podpisaną przez legendarnego mottocros'owca. Swoim ubiorem pod żadnym pozorem nie ułatwiał mi tego wszystkiego.
- Niestety nie udało mi się. Dobra, widzimy się za chwile na dole. - powiedziałam wychodząc z pokoju. Gdy dotarłam na dół Maciek, Dawid i Wiktoria siedzieli przy stole czekając na wyjazd.
- No proszę nie wierze, że wy przed czasem.
- Czasami się zdarza. - powiedział Dawid
- Mama mnie wyrzuciła, innego wyjścia nie miałem. - śmiał się Maciek
- Przemek zerwał z tą laską i jedzie z nami! - powiedziała Wiki
- A co z tą małą?
- Przecież to nie jego córka, a dwa miesiące nie przywiązują.
- Też racja! - powiedziałam a do kuchni wkroczył Dominik, witając się ze wszystkim. Po chwili pojawił się też Kuba z kubkiem kawy.
- Hej wszystkim. Damo twoja kawa. - powiedział wyciągając kubek w jego stronę.
- Tylko, ze ja nie chciałem kawy.
- Za to ja chciałam, - powiedziałam z uśmiechem przejmując kubek od przyjaciela.
- Cholera gdybym wiedział, że to dla ciebie to bym nie brał - śmiał się
- Wiem. - powiedziałam spoglądając w stronę drzwi w których stał roześmiany Bartek

***

Hej ;) Rozdział wyszedł bardzo krótki ale to z powodu iż za dużo się w nim nie dzieje. Jest to tak zwana cisza przed burzą więc nie martwcie się kolejne będą ciekawsze i dłuższe. Chciałabym wam podziękować za wszystkie wejścia bo one naprawdę motywują do pisania. Chciałabym też poinformować iż następny rozdział już w ten weekend ;) / Roxy 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 14 - Powrót do domu

Szłam, a może raczej biegłam za Ashton'em który narzucił zawrotne tępo. Gdy doszliśmy przed garaż stała tam oparta o bramę wjazdową duża szyba. Wyglądała mi na sklepową i na taką się okazała, ponieważ widniał jeszcze napis Biedronka.
- Mamy tylko to, ale jeśli dobrze ją ucięli to włożylibyśmy ją tak, żeby pasowała i wszystko było dobrze.
- Myślisz, że się nie zorientują jak zobaczą naklejkę z biedronki? - odparłam sarkastycznie
- Spokojnie, to usuniemy. - zapewnił mnie Michael
- W takim razie, nie mam innego wyjścia. Pomóc wam w czymś? - spytałam
- Nie, to znaczy tak mogłabyś zawołać Luke'a i Calum'a na chwilę. - uśmiechnął się Irwin
- Jasne! - odpowiedziałam tym samym i ruszyłam po dwójkę przyjaciół.
Kiedy już tak siedziałam sama zaczęłam o tym wszystkim rozmyślać. Jak długo mam udawać, że jestem szczęśliwa? Ile jeszcze muszę się ukrywać, żeby wszystko było dobrze, żeby rodzina zaakceptowała Luke'a, bym mogła, żyć normalnie. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy jak wiele ten jeden dzień zmieni, ale teraz wiem, że bez Piotrka bym się załamała.
- Co tam siostra tak rozmyślasz? - spytał uradowany nastolatek
- Tak siedzę, a co?
- Jasne i ja mam Ci uwierzyć. - uśmiechnął się
- A masz inne wyjście? Wiesz, jeśli się orientuje to jesteś dwie godziny drogi od domu na terenie którego nie znasz i z ludźmi których nie lubi nasza rodzina. Myślę, że nie masz wyjścia.
- Może i racja, ale to i tak nie zmieni sprawy, że ci nie wierze.
- A to, to już twoja sprawa. Zajmij się Anią i Kamilem jak nas nie będzie.
- Jasna sprawa, zajmiemy się z mamą!
- Nie, ty się zajmij, mama będzie miała na głowie cały dom.
- No tak trzeba będzie szykować dom dla zwycięzców.
- Tak, zwycięzców..  - już to widzę
- Uważasz, że nie dadzą rady?
- Uważam, że jak wrócimy nic nie będzie takie samo.
- Wiesz przyszedłem ci powiedzieć, że będę cię wspierał. No wiesz jak na brata przystało, gdy będziesz potrzebowała pomocy z rodziną, to stanę po twojej stronie. Oczywiście mam nadziej, że nie będzie trzeba ale....
- Wiem. - powiedziałam przytulając brata i tak wtuleni nie wiemy nawet kiedy zasnęliśmy po dniu pełnym wrażeń.
Niestety śnił mi się jakiś koszmar. Pewnie było to spowodowane natłokiem wydarzeń, oraz tym, że zawsze mam coś na głowie, Powoli było tego za dużo. W jakiś sposób to ze mnie ucieka, ale nie zaprzeczę, że fajniej byłoby się dobrze wyspać. Widok Luke'a tuż po przebudzeniu był dla mnie zbawieniem.
- Szyba zrobiona a jest już druga, jeśli chcecie dotrzeć tam przed piątą to czas na was. - powiedział podając mi kubek kawy.
- Przecież dojedziemy tam w dwie godziny. - zorientował się Piotrek
- Tak masz rację, ale nie możecie przyjechać na styk. Wasza mama na pewno wstanie wcześniej.
- Dobrze znasz moich rodziców. - zaśmiałam się
- Warto znać wroga.
- Dobrze wiedzieć. - powiedziałam, udając się do samochodu. Oczywiście przed odjazdem nie obyło się bez ckliwych pożegnań w końcu nie zobaczymy się aż cztery dni. Piotrek  polubił to miejsce, wydawało mi się, że ciężko mu stąd wyjeżdżać. W tej chwili miałam trójkę rodziny po swojej stronie, szkoda tylko, że no tą co trzeba.
Droga mijała spokojnie, aż melancholię jazdy zagłuszył dzwonek telefonu. gdy spojrzałam kto dzwoni, miałam przeczucie, że to nie będzie moja ulubiona rozmowa.
- Co chcesz Dominik?
- Gdzie jesteście?
- W drodze, a gdzie byśmy mogli być ?
- Za ile będziecie mama się już obudziła.
- Co? Jak to jest dopiero wpół do czwartej!
- Mnie się pytasz? Jak będzie chciała cię obudzić a ciebie nie będzie - to leżymy.
- Wie, czekaj zaraz coś, nie nic nie wymyśle. A co im powiedziałeś że nas nie ma?
- Ogólnie to nic, powiedziałem, że wrócisz później bo coś cię zatrzymało. No a konkretniej Bartek, a młody, że bawi się z jego bratem. Mama potem poszła spać a ojciec chwilę po niej.
- Serio? Nie mogłeś wymyślić niczego lepszego tylko Bartka w to pakować?
- No nie wiem, tak wyszło. Ciesz się, że w ogóle coś wymyśliłem. Ostatnio cały czas wyciągam cię z kłopotów. A ty zamiast podziękować ciągle narzekasz.
- Przepraszam, ostatnio dość dużo się dzieje i nie potrzebnie się unoszę.
- Chodzi o twój związek?
- Tak.
- O Bartka?
- Nie, problem tkwi we mnie.
- Chcesz o tym pogadać ?
Tak, tak od dawna chce z tobą pogadać, ale twoje porąbane kłótnie nie dają mi  możliwości. - miałam ochotę wykrzyczeć, ale jedyne co wykrztusiłam to zwykłe - Nie.
- Jak chcesz, to widzimy się za ...
- Pół godziny.
- Świetnie, ale w czasie podróży musisz się wyspać w końcu jedziemy po zwycięstwo - zaśmiał się
- Tak, jasne. - powiedziałam śmiejąc się przez łzy - Tylko czyje. - szepnęłam sama do siebie, hamując potok łez bezsilności.

***

 Z takim akcentem kończę rozdział. Przepraszam,że nie wczoraj i że taki krótki (następny będzie dłuższy ) ale mam mały kłopoty z produkcją koszulek. wracając jednak do opowiadania macie jakieś pomysły co się wydarzy jak to widzicie ? Bo powiem wam, że ostatni rozdział mam napisany ;P Wszystkie inne nie ale ten tak :D
Kolejny pojawi się za równy tydzień a w najbliższych dniach pojawi się ankieta związana z nowym bohaterem. / Roxy

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 13 - Zakład

Droga minęła dość szybko i w milczącej atmosferze. Nie licząc paru uszczypliwych komentarzy ze strony  kierowców, iż nie posiadam tylnej szyby. Jakbym nie wiedziała, myślałam, że to nowy rodzaj klimy. Przez resztę podróży moje myśli kłóciły się same ze sobą nie mogąc pogodzić się z zaistniałą sytuacją. W tym momencie nie wiedziałam, co mam o tym myśleć, z jednej strony to nie jego wina. W końcu się nie przyjaźnią i prawdopodobnie ich związek był jednym wielkim przypadkiem. Co jeśli jest inaczej? Mieszkają po sąsiedzku i są najlepszymi przyjaciółmi. W końcu skądś musiała wiedzieć, że jesteśmy razem.. nie, to mało prawdopodobne, wręcz nie możliwe. Prawda?
- Co prawda? - spytał Piotrek - to ostanie słowo musiałam powiedzieć na głos
- Nie nic nie ważne, zaraz dojeżdżamy.
- Za ile?
- Widzisz tą tabliczkę?  - pokazałam na mała niebieską tabliczkę z białym napisem Miodowa. Chłopka przytaknął - To tam skręcamy w lewo i ten bliźniak z nr 6 i 7  jest Państwa Hemmings i Clifford.
- Często tu bywasz?
- Czasami.
- A co mówisz rodzicom?
- Nic, wychodzę bez słowa. - powiedziałam podjeżdżając pod bramę za którą lalkami bawiły się bliźniaczki, co było dość zaskakujące iż była 22. Gdy tylko dziewczynki mnie zobaczyły zaczęły śmiać się i skakać. Z chwile pojawił się Harry a za nim przymaszerował Calum, który patrzył na mnie z większym zdziwieniem, niż by patrzył na tańczącego przed nim słonia na linie.
- Co ty tu robisz? Jezu co ci się stało w tylną szybę?
- No właśnie po to tu jestem.
- Przyjechałaś z bratem? - było to raczej pytanie retoryczne
- Tak i potrzebujemy pomocy.
- Chłopaki są w domu, chodźcie - powiedział i ruszyliśmy tylnym wejściem przez taras.
- Ekipa zobaczcie kogo wam przyprowadziłem!
- Znalazłeś dziewczynę! - zaśmiał się Luke
- Tak, twoją. - powiedział w pełni usatysfakcjonowany ze swojej ciętej riposty Calum. Wszyscy jak na rozkaz wpadli to salonu. Michael stał z pilotem od telewizora w ręku a Ash ze ścierką do naczyń, prawdopodobnie to on dziś gotował bo patrząc po bałaganie jaki był w domu widać, że dorosłych nie ma w domu. Przez chwile staliśmy tak wgapiając się na siebie aż w końcu zapytałam
- Znacie może taką szatynkę, kręcone włosy, mniej więcej mojego wzrostu, lat no nie wiem może z 18, która twierdzi, że jest byłą Hemmingsa? - cisza jaka zapanowała w pokoju była nie niezręczna. Ashton zaczął wycofywać się do kuchni, ale jego potrzebowałam w tej chwili najbardziej.
- Ash zostań.
- Mnie w to nie mieszajcie.
- Ciebie w to nie mieszać? - spytał Luke
- To chyba nie moja wina, to ty przyjąłeś.
- Podpuściłeś mnie, dobrze wiedziałeś, że to zrobię.
- Ja pierdole Luke masz własny mózg trzeba było się nie zgadzać! - drążył wymianę zdań ale ja nie miałam czasu na ich sprzeczki
- Ale że... - przerwał mi wypowiedz Michael
- Luke założył się z Ashton'em o to, że da radę wytrwać z nią w związku przez dwa tygodnie.
- Uf, nawet nie wiecie jak mi ulżyło.
- Co?! - krzyknęła cała czwórka na raz nie wiem jak oni to robią ale zdarza im się często 
- Bo bałam się, że to coś wiecej i jak ci powiem, że goniła mnie po lesie z pistoletem i urzędniczką psychopatką. To mi nie uwierzysz, albo powiesz, że to ktoś inny.
- Co?! - powtórzyli 5SOS (tak nazywali ich ekipie, kiedy chodzili do szkoły)
- Nie, no to nie jest śmieszne, co wy jakieś chórki robicie.
- To przez nią masz wybitą szybę? - spytał Calum
- Szybę, jaką szybę? - zadawał pytania Luke
- Tylną w samochodzie, dlatego tu przyjechałam, potrzebuje waszej pomocy. Ash nie masz może gdzieś takie, w warsztacie Kowalskiego.
- Chodź, pokażesz mi jak wygląda ta szyba i coś wykombinujemy. Na kiedy to?
- Rano o 5 muszę być w domu.
- Cholera, mało czasu.
- Wiem, dlatego przyszłam do specjalisty. - zaśmiałam się
- Ta jasne, dobra ja jadę z Michael'em a wy zajmijcie się dzieciakami. Harry za godzinę ma iść spać - zwrócił się w kierunku brata ze srogim ale zarazem czułym spojrzeniem.
- Jasne, wszystkim się zajmę. - powiedział Calum
- Lepiej będzie jak zajmę się tym ja. - powiedział Luke
- Nie, najlepiej będzie jak zrobi to Natalia. - skomentował Michael i już po chwili nie było ich na podwórku
- No dobra dzieciaki, teraz ja tu rządzę więc macie 45 minut na zabawę z wujkiem Calum'em a ty... - zwrócił się do Piotrka - ... co chcesz porobić? Bo wnioskuje, że zabawa z nimi ci nie za bardzo odpowiada.
- Masz piłkę?
- Głupie pytanie jasne, że mam. - powiedział Luke i otworzył szafę wyciągając nową Brazuca. -Gramy?
- No jasne, skąd ją masz?
- Mój kumpel gra w reprezentacji Australii, dostali ją po meczu z Hiszpanią i mi ją oddał.
- Wow ale fajnie, powiedział i kopnął piłkę i nim się obejrzałam dwójka bliskich mi osób śmiałą się na całego.
- Hm.. czyżby Hemmings chciał sobie zjednoczyć twojego brata? - spytał Calum
- Nie wiem ale jeśli taki był jego cel to trafił w sedno - zaśmiałam się
- Ej idioci, gracie? - krzyknął Luke 
- Tak i jeszcze wam dupę skopiemy. - powiedział Calum, ciągnąc mnie za rękę na boisko. Nawet nie wiem kiedy minęły dwie godziny a dzieciaki nie były jeszcze położone.
- Dobra dzieciaki koniec tego dobrego do łóżek. - powiedział Luke i wziął bliźniaczki na ręce a ja wzięłam małego Harry'ego. Gdy dzieciaki były już wykąpane i leżały w łóżku a Luke zaczął nucić im jakąś kołysankę.

I remember the day you told me you were leaving
I remember the makeup running down your face
And the dreams you left behind you didn’t need them
Like every single wish we ever made
I wish that I can wake up with amnesia

Po chwili poczułam jak ktoś za mną stoi, odwróciłam się a przy mnie stał Ash.
- Co on nuci?
- Piosenkę którą napisał, a co?
- Nic ładna i co z tą szybą?
- No właśnie o tym przyszedłem pogadać.

***

 Haha no i wróciłam. Mam nadzieje, że się cieszycie i że nie spartaczyłam rozdziału. Niestety jest to bardzo prawdopodobne, ponieważ rozdział był pisany w warunkach dość ekstremalnych na telefonie w różnych miejscach nawet w Czechach. Humory były też różne, ponieważ wczoraj finał cienia mnie dobił, dziś wstałam wkurzona a teraz rozdział przepisuje dla was przez łzy po epilogu. No ale cóż Pepe wykonała dobry kawał roboty i już nie mogę doczekać się Pułapki i nadal wierze że Cień żyje. Dla ludzi którzy jeszcze tego nie czytali naprawdę polecam. No a teraz do zobaczenia do nowego rozdziału mam nadzieje, że uda mi się go wstawić jeszcze w ten weekend!

poniedziałek, 21 lipca 2014

Hej Kochane

Wróciłam i chciałabym podziękować Wiki za bycie z wami te dwa tygodnie ;-) Mam nadzieje nadzieje że ja polubiliście a teraz mam niestety smutną wiadomość. Mój laptop musiał zostać sformatowany i wszystkie pliki poszły w pi**u  Z tego powodu następny rozdział pojawi się dopiero jakoś za tydzień 28.07.14 :'( Musze także wam podziękować za 2100 odsłon ♥ / Roxy

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 12 - Konsternacja

Za kierownicą siedziała wspomniana wcześniej urzędniczka a obok niej dziewiętnastoletnia dziewczyna kierująca w moją stronę pistolet. Nie miałam pojęcia co zrobić, więc reagowałam instynktownie i dodałam gazu.
- O kurwa ! Mówiłem. - darł się mój brat
- Tak, tak mówiłeś a teraz siedź cicho! - krzyczałam, miałam nad nimi przewagę tylko ze względu na umiejętności motoryzacyjne i nic więcej. Ja jechałam starym złomem, a one najnowszym porsche.
Jasna cholera.
- Kurwa, doganiają nas! - darł się Patryk patrząc na tylną szybę
- Nie odwracaj się! 
- A to niby czemu?! - spytał a chwile potem pocisk przebił tylną szybę i wylądował na popielniczce. Podniosłam go do ręki. 
- Właśnie dlatego, dlatego masz się nie odwracać!
- Ja mam pytanie.
- Serio, teraz? Mów!
- Z kim ty się do cholery zadajesz?!
- A myślisz, że to kurna moi znajomi! Porąbało!
- Raczej twoi wrogowie...
- Nie mam wrogów.
- Właśnie widać - powiedział sarkastycznie 
- Siedź cicho i szukaj mapy, musimy ich zgubić!
-  Nie mamy nawigacji.
- To wyciągnij zwykłą
- A jak się ją czyta ?!
- Ty pytasz kurwa serio?
- Nie uczyli mnie! - tłumaczył się wymachując rękami
- Schyl się a nie łapami machasz,a obsługi GPS-u cię uczyli!
- Nie, to umiejętność wrodzona.
- Jasne, szukaj mapy!
- Dobra mam,  według tej mapy możemy skręcić w prawo i wjechać w ten las, jeśli będziemy jechać cały czas prosto to wyjedziemy na główną, równoległą, potem nie będzie problemu z powrotem.
- Dobra to szykuj się bo będzie trząść! - powiedziałam i skręciłam. Droga była naprawdę okropna, dużo błota, piachu, jechaliśmy wolniej a samochód tamtych zaczął nas doganiać.
- Cholera nie damy rady, jak wygląda ten las?!
- Co ty chcesz zrobić? - spytał zaniepokojony brat
- Nie zadawaj teraz głupich pytań, jak on wygląda? Duży, mały, gęsty?
- Duży i gęsty.
- No to plan jest taki, zatrzymujemy się i ty w lewo a ja w prawo, jak je zgubisz powoli wracasz do samochodu i spadamy stąd. Wszystko jasne?
- Ale to się nie uda! - krzyczał spanikowany
- Trudno! Na mój znak! - ja pierdole - Teraz! - powiedziałam i zahamowałam z wielkim piskiem, nasz pościg wyminął nas a my przy okazji obradziliśmy samochód o 180 stopni. Zanim oprawcy zorientowali się co mamy w planach, my już biegliśmy. Zawsze byłam kiepska w bieganiu ale teraz, dostałam takiego kopniaka, że nie jeden sprinter by przy mnie wymiękł. Co chwile odwracałam się patrząc czy za mną biegną. Niestety tylko dziewczyna z pistoletem biegła w moją stronę, druga musiała podążyć za moim bratem. Przestrzegam was, jeśli kiedykolwiek przed czymś uciekacie, nie odwracajcie się do tyłu. Ja zapłaciłam przez to przewrotkę na brzuch. Gdy wstałam dosłownie na przeciwko stał dziewczyna celując we mnie z pistoletu.
- No to teraz się policzymy szmato! - zaczęła - Za te wszystkie dni, noce, za ten ból.
- Ale ja ci nic nie zrobiłam, my się nawet nie znamy?!
- Jasne, ty mnie może nie znasz ale ja ciebie tak. Jestem Karolina Żabka, mówi ci to coś?
- No niestety nic. - mówiłam dość spokojnie widząc jak z tyłu do mojej napastniczki zbliża się Patryk
- No tak, nie wspominał ci o mnie, no bo po co - wybuchła fałszywym śmiechem 
- Kto mi o tobie nie wypominał ?
- Hemmings - uśmiechnęła się szyderczo. No nieźle, jeśli ja dobrze słyszę, to ona zna mojego chłopaka. Boże z kim on się zadaje. - Byliśmy kiedyś razem... - ciągnęła swoją wypowiedz. No ładnie, gdzie on ją spotkał? W zakładzie psychiatrycznym. - ...a potem pojawiłaś się ty i ... - nie dokończyła ponieważ mój brat przywalił jej z drewnianej deski w głowę.
- A ja ci go zabrałam! - powiedziałam i zaczęliśmy biec bo w każdej chwili mogła się obudzić, zresztą gdzieś tu byłą jeszcze Pani urzędnik. Nie wiem co bardziej mnie dziś zaskoczyło, fakt, że Luke był z wariatką, czy wariatka strzelająca do mnie z broni. Gdy już doszliśmy do samochodu wybuchliśmy gromkim śmiechem, tak trochę z naszej bezradności. Wsiedliśmy i przez dłuższą chwile siedzieliśmy, aż milczenie przerwał Patryk
- Może lepiej stąd wyjedziemy?
- Masz, racje nie lubię tego lasu. - uśmiechnęłam się
- A co z szybą?
- Hmm... jest dwudziesta, do domu mamy trzy godziny drogi i tak będziemy późno i to z wybitą szybą.
- No właśnie tak trochę kiepsko się tłumaczyć, że była Luke'a nas goniła i strzelała z pistoletu.
- Decyzja jest prosta jedziemy do Ostrowa. Nie minęła chwila, a zdzwonił do mnie Dominik.
- No hej, gdzie jesteście ?
- Jeszcze w Poznaniu, trochę nam to zajmie, bo mieliśmy mały problem.
- Jaki?
- Jak ci powiem, że zaatakowała nas psychopatka, twierdząca, że ukradłam jej chłopaka i zbiła cała tylną szybę mało nie zabijając nas z pistoletu to uwierzysz?
- Że kurwa co?
- No to co słyszałeś.
- Ale, że była Bartka?
- Nie.  - odpowiedziałam nie zastanawiając się nad tym
- To kogo ?
- Nie wiem chyba jakiegoś Krystiana czy coś, mówię ci, że chora umysłowo.
- I co teraz zrobisz?
- Mam znajomych, pojadę wymienić szybę i wrócę. Ale przed pierwszą nie będę.
- Cholera. Co ja mam im powiedzieć!
- Powiedz, żeby ojciec szedł już spać bo rano musi kierować, a mamie, żeby się wyspała, bo my jesteśmy u jakiejś koleżanki i po 22 wrócimy.
- Oby to przeszło - westchnął
- No albo powiedz, ze my zostajemy we Wrocławiu, a przyjedziemy rano.
- Ale u kogo?
- Powiedz, że u cioci Wiktorii.
- No ok, powodzenia w powrocie. 
- Nie dziękuje - powiedziałam i rozłączyłam się.
- Było blisko - usłyszałam głos brata. Dobrze wiedziałam, że nie chodzi mu o napad ani rodziców, tylko o tajemnice, moją i  Luke'a.

***

Hej ♥ tu znowu Wiki, no i jak obiecałam kolejny rozdział ;)
A właśnie! Jutro wraca wasza Roxy.
Yay! 

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 11 - Biurokracja

Gdy dojechaliśmy pod urząd w Poznaniu wszystko działo się strasznie szybko, zamykanie samochodu,bieg, nawet nie wiem czy przebiegliśmy na zielonym czy czerwonym, nie to było wtedy ważne. Budynek do którego weszliśmy był wielki, posadzka była już wypolerowana, panie sprzątaczki odnosiły ostatnie filiżanki z kawą pracowników, ogólnie panowała błoga cisza. W pomieszczeniu znajdowała się tylko jedna urzędniczka, która składała jakieś dokumenty, wyglądała na bardzo młodą, może z dwadzieścia dwa lata.
- Dzień Dobry, PZM poinformował mnie, że.. - zaczęłam
- Dzień dobry, niestety już zamykamy. - powiedziała oschle
- Rozumie, ale dokumenty muszą być na .. - kontynuowałam
- Już zamykamy, nie rozumie Pani. - po raz kolejny przerwała mi, bezczelnie
- Słyszałam, ale parę minutek może mi chyba Pani poświęcić? - powiedziałam ledwo utrzymując nerwy
- Niestety nie mogę , mój czas pracy się zakończył.
- Słucham ? - spytałam
- Mój czas pracy.
- Tak tak słyszałam. - idiotka.
- To po co Pani się pyta? - zapytała obruszona. W tej chwili przestałam wierzyć w ludzkość.
- Powiem tak. Chyba Pani na tej pracy nie zależy, bo podejście do klientów ma Pani rewelacyjne, a teraz dokumenty poproszę.
-A myśli Pani, że ja tu jestem od wyczekiwania aż łaskawie Pani je przyjdzie odebrać? Chyba mówiłam, że zamknięte.
- Ja też Pani chyba coś mówiłam, te dokumenty chce tu widzieć za chwile inaczej porozmawia sobie z Pani kierownikiem
- Kierownika nie ma bo jego czas pracy się skończył.
- Myślę, że jak się dowie co się wyprawia w urzędzie to przyjedzie. - fuknęłam
- A co Pani jakaś nadzwyczajna jest, że godziny nie obowiązują? - odpowiedziała. Gdyby nie fakt, że przy opanowaniu utrzymywały mnie tylko trzy wdechy i trzy wydechy to już dawno dostałaby ode mnie w twarz.
- Tak, jestem nadzwyczajna. Teraz proszę przynieść mi dokumenty.
- Najpierw muszę je wypełnić.
- To jeszcze to nie jest zrobione?
- No nie, nie było takiej potrzeby.
- Słucham? Jak to nie było potrzeby! - wydarłam się, a echo niosło mój głos jeszcze z dobrą minute
- No tak, potrzebuje informacji od Pani. Jak miała je sam wypełnić? - mówiąc to wytrzeszczyła swoje zielone oczy
- Dobrze, jakich informacji ?
- Imię, nazwisko, data urodzenia, miejsce zamieszkania, gdzie Pani pracuje, jako kto, kolor oczu, cechy szczególne itp.
- Przecież ma Pani takie informacje w systemie.
- Niestety system się zawiesił, trwają naprawy, a  i nie wiem czy wspomniałam. Potrzebuje te informacje na temat każdego uczestnika. - powiedziała a ja w myślach przeklęłam ten dzień, już chyba nie mogło być gorzej. Zacisnęłam jednak zęby i zaczęłam wszystko podawać. Całą tą uzupełniankę skończyliśmy po godzinie ponieważ, ta urocza urzędniczka nie umiała napisać brązowy i wyskakiwał jej błąd, a ona próbowała kłócić się z komputerem, że pisze się "bronzowy". Później wcale nie było prościej. Gdy już wydrukowała oznajmiła mi szyderczo:
- Ale Pani nie może tego odebrać.
- Że kurwa co? - nie panowałam już na słownictwem
- No po prostu, nie jest Pani pełnoletnia.
- Przepraszam bardzo, należę do zespołu, jestem szefem oddziału mechanicznego i nie mogę odebrać dokumentów? - to już lekka przesada.
- Ja nie wiem gdzie Pani należy... ale tak - odparła jak gdyby nigdy nic
- W tej chwili chce numer do Pani szefa - powiedziałam, miarka się przebrała ta denerwująca kobieta, przechodziła wszelkie moralne granice.
- Bardzo proszę. - wyciągnęła wizytówkę do swojej szefowej. No świetnie kolejna baba. Wykręciłam numer i usłyszałam przemiły głosik po drugiej stronie słuchawki 
- Słucham?
- Dzień dobry, ja chciałabym złożyć skargę na Pani pracownice, siedzę w urzędzie od półtora godziny i nie mogę odebrać dokumentów, do tego Pani Witkowska - przeczytałam szybko na plakietce kobiety - jest wulgarna do mojej osoby.
- Jej, naprawdę przepraszam, ta Pani pracuje u nas od dwóch dni. Oczywiście porozmawiam z nią i załatwię sprawę. Mogłaby Pani dać mi ją do telefonu.
- Bardzo proszę. - powiedziałam i wyciągnęłam telefon w stronę urzędniczki uśmiechając się fałszywie.
- Tak rozumie, tak, oczywiście. - słychać było tylko jak odpowiada szefowej. Kiedy się rozłączyła, szybko podała mi dokumenty i z wielkim uśmiechem na twarzy życzyła mi miłego dnia. Coś było w tym nie tak ale nie zastanawiałam się długo i wyszłam z urzędu z Piotrkiem, który cały czas milczał. Gdy wsiedliśmy do samochodu zgodnie stwierdziliśmy, że czas pojechać do Mc'Donalds. Gdy już się najedliśmy ruszyliśmy w dalszą podróż. Jadąc samochodem mieliśmy wyśmienity humor i śpiewaliśmy na cały głos piosenki, ale gdy tylko wyjechaliśmy z Poznania brat przerwał nasze wygłupy.
-Nie no teraz mi nie powiesz, że mam jakieś przewidzenia, ten samochód jechał za nami w tamtą stronę. 
- Ten sam model? Czy ta sama rejestracja? - zaśmiałam się
- Nie wiem, nie pamiętam tamtej rejestracji ale on jest jakiś dziwny. - odparł zaniepokojony
- Jasne młody, masz zakaz oglądania filmów kryminalnych szkodzą ci na zdrowie - zaśmiałam się
- Śmiej się śmiej, ale z nim jest coś nie tak. Tak samo jak z tą babą z urzędu.
- A weź mi nawet o niej nie mów, jakaś chora psychicznie, o patrz ten śledzący nas samochód postanowiła nas wyprzedzić - zaśmiałam się ale w momencie zaniemówiłam z przerażenia. O kurwa.

***

Hej ;3
Tak jak obiecała wcześniej Roxy, która serdecznie Was pozdrawia <3 
wstawiam kolejny rozdział. Przepraszam że tak późno. Obowiązki.
Kolejny rozdział pojawi się w następny weekend :) 
Do zobaczenia / Wiktoria :*

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 10 - Kolejny wtajemniczony

Przeczytaj notkę pod rozdziałem :)

***
Zadowolona z przebiegu sytuacji, a mianowicie zgody chłopaka na odebranie papierów za mnie, udałam się na dalszy spacer ze zwierzakami. W pewnym momencie zobaczyłam dwójkę moich braci i Maćka, machających w moim kierunku i stojących przy samochodzie rodziców. Szybko obrałam kurs na dwóch pajaców, a gdy tylko stanęłam obok nich usłyszałam dalszą listę zadań na dzień dzisiejszy.
- Potrzebny jest mi motor, a swoim nie mogę jechać, masz samochód, a ja wezmę twój, ok? - spytał Dominik
- A ty kiedy jedziesz po papiery? - spytał Maciek, ale widząc mój wzrok, nie drążył tematu.
- Nie, no ok. - powiedziałam z ulgą, wręczając mu kluczyki, bo już myślałam, że czeka mnie kolejna atrakcja przed wyjazdem
- A no i zawieź Piotrka na korki z matematyki - powiedział i szybko wskoczył na motor kumpla odjeżdżając z piskiem. No tak mogłam się spodziewać, że to na swoje drugie dno. Razem z młodszym bratem ruszyłam na dalszy spacer. Już nic nie mogło popsuć mi humoru, a jednak po chwili zobaczyłam, jak Piotrek  przygląda się swojej komórce a po chwili pyta mnie.
- Ej podawałaś komuś ze znajomych mój numer?
- A niby po co?
- No nie wiem, bo jakiś nie znany do mnie napisał, kazał ci przekazać, że się policzycie - powiedział zdziwiony brat
- Co? Kiedy to dostałeś?
- No przed chwilą.
- Dobra, zwijamy się do schroniska i zawiozę cię na te korepetycje.
- A nie mogę tu poczekać, ty je odprowadzisz i wrócisz? - spytał. W normalnych okolicznościach sama bym mu tak kazała, ale teraz nie mogłam.
- Nie, idziesz ze mną - powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Gdy dotarłam zostawiłam zwierzaki, pożegnałam się z Wiki i ruszyłam do samochodu. Droga byłą dość krótka, ale gdy stałam na ostatnich światłach przed blokiem korepetytorki zadzwonił do mnie telefon.
- Halo?
- No hej. - powiedział Luke
- Co jest?
- Nie mogę odebrać tego za was musisz przyjechać osobiście.
- A niech to szlak, a do której to jest czynne?
- Do 17 - odparł
- Cholera jest 14 a to około 3 godzin drogi... - westchnęłam
- Twój brat mógł o tym pomyśleć wcześnie - zaśmiał się
- Hemmings nawet mnie nie denerwuj, ty też mogłeś mi powiedzieć wcześniej, że coś takiego jest potrzebne, to nie są twoje pierwsze zawody.
- No dobra spokojnie, przepraszam
- Pff.. dobra pojadę tam, a teraz lecę. Kocham Cię - powiedziałam i rozłączyłam się.
- Od kiedy jesteś z Hemmings'em? - cholera zapomniałam, że ten mały tu jedzie.
- Od dłuższego czasu, ale jak coś komuś powiesz. -skarciłam - Lubisz te korepetycje? - spytałam
- Nie a co?
- To twój szczęśliwy dzień jedziesz ze mną do Poznania? - powiedziałam
- Po co?
- Bo twój starszy bart to debil, a teraz cicho bo dzwonie do twojej nauczycielki. - powiedziałam i wykręciłam numer mojej byłej wychowawczyni. Jezu jak ja jej nie lubiłam, zresztą ona mnie też.
- Dzień dobry, Natalia Błaszczak z tej strony, chciałam panią poinformować że Patryk nie dojedzie.
- Ale jak to? Przecież jego rodzice dzwonili wczoraj, że będzie. - puszyła się nauczycielka
- Niestety nagła zmiana planów i nie dojedzie.
- Ale to jest nieodpowiedzialność, najpierw umawianie a teraz!
- Normalnie pani za to pensje dostanie tylko ucznia nie będzie. - powiedziałam dobrze wiedząc o co chodzi
- No rozumiem, rozumiem. - od razu jej ton złagodniał - Jeśli stało się aż coś tak pilnego.
- Tak bardzo pilne, a teraz do wiedzenia. - powiedziałam i chamsko się rozłączyłam. Ta baba to najgorsza osoba. Miałam mało czas, żeby zdążyć musiałam złamać parę przepisów drogowych ale to była ostatnia nadzieja na wyjazd. Zadzwoniłam jeszcze tylko do Dawida aby poinformował mojego brata, że wyjechałam z Piotrkiem i żeby na ściemniał coś rodzicom czemu młody nie wrócił do domu z korków i dlaczego mnie nie ma przed wyjazdem. Pędziliśmy samochodem już z dobrą godzinę śpiewając przeróżne piosenki z radia.
- Natalia czemu nie powiesz ojcu o Luke'u no wiesz, wszyscy myślą, że ty z Bartkiem a tak naprawdę jesteś z Hemmings'em
- No wiem wiem, powinnam była zrobić to dawno, teraz wygląda to okropnie, ale co ja mam zrobić. Musze odczekać parę dni "zerwać" a potem powiedzieć o Luke'u, przynajmniej taki mam plan.
- Od dawna jesteście ze sobą?
- No od paru miesięcy jakoś w marcu
- To już trochę i cały czas trzymacie to w tajemnicy, no nieźle
- W sezonie ligowym to nie takie trudne gorzej w wakacje.. ale teraz kiedy też jedziemy to już nie problem.
- Wiesz co coś mi się zdaje, że ten samochód cały czas za nami jedzie - powiedział mój brat a ja spojrzałam w tylne lusterka, ale nic nie wydawało mi się w nim dziwnego, zresztą samochód zaraz skręcił.
- Zdawało ci się. - odparłam

***

Korzystając z przerwy między meczami postanowiłam wstawić wam rozdział, ale to nie dlatego prosiłam was, żebyście przeczytali notkę. W ciągu następnych dwóch tygodni  będę na koloni i nie będę miała możliwości pisania dla was. Mam jednak zamiar poprosić przyjaciółkę aby wstawiała je dla was ;) Także, ja się na jakiś czas z wami żegnam a wam życzę miłych wakacji / Roxy

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 9 - Obowiązki

Następnego dnia, gdy tylko wstałam w całym domu bardzo dobrze było czuć atmosferę kaca. Trzeba wspomnieć, że na jednym piwie mojego brata się nie skończyło, potem doszła ciężka altyrelia i takie były tego skutki. Tata siedział przed telewizorem i zasypiał na kanapie, mama mozolnie chodziła po kuchni a Dominik łykał tabletki przeciwbólowe. Nie tracąc chwili zrobiłam sobie śniadanie i udałam się w celu przygotowania się przed wyjściem na zakupy razem z Wiktorią. Jutro miał być wyjazd, a my byłyśmy w kropce, nieprzygotowane, niespakowane.
- A ty gdzie idziesz? - spytała mama
- Jadę do Wrocławia, chcesz coś?
- Nie, chyba nie, tylko nie wracaj za późno, bo jutro wyjeżdżacie.
- No przecież jadę tylko do schroniska! - zaśmiałam się, wychodząc z domu. Dość często pomagałyśmy tam w wyprowadzeniu zwierząt, opieką nad nimi. Obydwie to uwielbiałyśmy, była to odskocznia od normalnego, życia i całego zamieszania. Z Wiki umówiłyśmy się, że będziemy czekać na siebie przy warsztacie samochodowym. Gdy tylko tam dojechałam zobaczyłam uradowaną przyjaciółkę na swoim motorze. Uśmiech nie schodził jej z twarzy a oczy były wielkie jak pięciozłotówki.
- Co się stało?
- Co, nic. - odpowiedziała dość spokojnie
- Ta, jasne! Bo wyłupiaste oczy to ty masz od urodzenia.
- Tak strasznie to widać?
- Co? Że masz duże oczy? Tak - wybuchłam śmiechem
- Nie, nie o oczy chodzi. Widać coś po mnie, że jest coś inaczej? - drążyła tą tajemniczą rozmowę
- To nie, po za tym nic nie widać, no jeszcze ten wielki uśmiech ale tak to nic.
- To dobrze! - odetchnęła
- Czyli nie doczekam się więcej informacji? - spytałam wiedząc, że tego chce.
- No dobra, dobra nie nalegaj - uwielbiałam ją za to
- Ale czy ja nalegałam?
- Oj tam dobra, muszę się wygadać
- To widzę, teraz mów
- Bo... ja no wiesz, po tym wczorajszym ognisku nie poszłam do domu.. to znaczy, poszłam, ale nie swojego.
- Dobra dobra czekaj już wiem co się działo. - powiedziałam widząc zakłopotanie, po chwili jednak dodałam - A co ty myślałaś, że jak to ma niby widać, skrzydła miały ci wyrosnąć
- No nie, ale no nie wiem, dziwnie się czuje
- Może ciąża? - zaśmiałam się
- Weź! Nawet nie mów, już sprawdzałam - przezorny zawsze ubezpieczony! Ale jedźmy już może, bo nas noc zastanie. - powiedziała i ruszyła motorem a ja zaraz za nią. Nie było to daleko i droga minęła dość pomyślnie, kiedy tylko weszłyśmy do schroniska  gromada moich pupili zaczęła szczekać, a Wiktorii - miauczeć. Nie tracąc za dużo czasu wzięłam najpierw szczeniaki na smycze i ruszyłam na spacer po Wrocławiu. Z pewnością wyglądałam dość dziwnie idąc z sześcioma różnymi pieskami, w pewnym momencie podeszłą do mnie mała dziewczynka
- To twoje pieski? - zapytała
- Nie, ja je tylko wyprowadzam, mieszkają one w schronisku.
- Naprawdę? A jak ten się wabi? - spytała wskazując na rocznego owczarka australijskiego o biało- czarnej maści i pięknych brązowych oczach oraz bardzo łagodnym usposobieniu.
- To jest Laki!
- O jak ślicznie. - powiedziała dziewczynka a zaraz koło niej pojawiła się jej mama - Mamo zobacz jaki śliczny!
- No cudowny kochanie, a teraz chodź bo babcia na nas czeka. - powiedziała i chwyciła córkę za rączkę. Dziewczynka jeszcze parę razy odwracała się w naszą stronę, ale gdy poczułam wibracje telefonu oderwałam wzrok od dziecka i chwyciłam telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od nieznanego numeru o treści :
Ładny ten piesek, imię też, trochę mu współczuje bo właścicielka nie długo będzie w grobie.
W tym momencie zaczęłam się odwracać w każdą stronę, zobaczyć osobę która wysyłała mi wiadomość, ale na ulicy która jeszcze przed chwilą była zaludniona, w tej chwili znajdowała się tylko staruszka przechodząca przez pasy i facet sprzedający balony dzieciom które dobrze umieją manipulować rodzicami. Nikogo po za tym, więc kto to wysłał. No chyba nie oni, w takim razie... gdzie była osoba i skąd wiedziała co się dzieje. Wcale nie podobała mi się ta sytuacja ale postanowiłam, uspokoić się i przemyśleć wszystkie za i przeciw. Przecież po co ktoś miałby ochotę mnie zbić, w jaki sposób wiedziałby gdzie jestem? Naoglądałam się za dużo filmów i teraz wyobrażam sobie nie wiadomo co. Z takimi myślami wróciłam z powrotem do schroniska, tam Wiktoria właśnie bawiła się z Szatanem, kotem którego nazwała tak z powodu swoich dużych zielonych oczu i czarnego umaszczenia.
- Mamy mały problem.
- Nie było mnie z 40 minut co się stało?
- Twój brat dzwonił, oprócz powołania twojego brata, cała ekipa potrzebuje jeszcze wyrobienie wejściówek
- No Amerykę odkrył, i co z tego powodu? - spytałam
- A no to, że tego nie zrobili.
- Że co? Jak to tego nie zrobili?
- No właśnie nie, dzwonił, żeby cię poprosić czy mogłabyś to załatwić.
- Ja? A to niby czemu ja, co on ma takiego wielkiego do roboty, że ja mam to robić?
- Serio się pytasz, Dominik i załatwianie spraw w urzędzie? Jesteś pewna tego co mówisz, przecież oni kazaliby mu czekać z dwa lata a on by się na to zgodził.
- I właśnie w takim momentach nienawidzę go za to. Gdzie muszę pojechać?
- No i właśnie w tym największy problem, bo do Poznania.
- Że co? Jest pierwsza po południu a ja mam jechać do Poznania i z powrotem po papiery.
- Na to wygląda. - powiedziała Wiktoria a ja wyciągnąłem telefon, żeby opierniczać brata. Gdy tylko odebrał wiązanka posypała się sama z siebie.
- Czy ty jesteś normalny? Myślisz, że co?! Potrawie się teleportować, porąbało cię. Tobie się zdarza myśleć czasami czy raczej jest to dla ciebie obce zjawisko.
- Ej! Spokojnie, nie bulwersuj się, dasz rade my się z chłopakami zajmiemy sprzętem.
- Co mnie po sprzęcie jak ja to niby mam... a dobra wiesz co muszę kończyć, narka - rozłączyłam się i napisałam sms'a do Luke'a.

***

Dawno mnie nie było prawie dwa tygodnie ale zero weny dosłownie zero. Dziś mnie tak złapała, że zaraz biorę się za pisanie kolejnego rozdziału. miłego weekendu / Roxy

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 8 - Jak za starych czasów

- Nie uwierzysz kogo widzieliśmy. - powiedział ojciec zbliżając się
- Luke?
- Skąd wiesz? - spytał zainteresowany
- Widzieliśmy go.
- Tak tato i wiesz co, dał mi lizaka! - powiedział młody wyjmując z kieszeni chupa-chupsa.
- On dał ci lizaka? - spytał Dominik
- Jesteś pewien, że to był on, a nie ten w kolorowych włosach? - dopytywał ojciec
- Tak jestem pewien, Luke mnie chyba lubi. - odpowiedział
- Pewnie chce się podlizać.
- On, nam? A to niby po co? - wtrąciłam się do rozmowy
- Jak to po co? Głupie pytania zadajesz - powiedział Dominik
- Ja myślę, że skoro dał Kamilowi lizaka to musi być dobrym człowiekiem. - powiedziała Ania, która po krótkiej rozmowie z Kamilem chyba dowiedziała się o całym zajściu.
- Oj Aniu, danie komuś słodyczy jeszcze o niczym nie świadczy. Ile razy dawałaś na urodziny ciotce Monice kwiatki choć wcale nie chciałaś? - zapytał ojciec
- Tak, ale to co innego. Ona jest rodziną. - skwitowała
- Serio? Będziemy stać na środku sklepu i dyskutować o Hemming'sie - powiedziałam wiedząc, że ta rozmowa nie prowadzi do niczego dobrego
- Masz racje, nie ma co stać. Mamy wszystko, więc możemy jechać do domu.  A tak, plany się trochę pozmieniały, musimy wyjechać do Danii po jutrze.
- Czemu tak wcześnie? - spytał Dominik
- Bo jedziemy samochodem 12 godzin, jak przyjedziemy jeden dzień odpoczynku i jeden trening i zawody.
- Czekaj, co, samochodem?
- No a czym Sherlock'u - odparłam
- Nie mamy funduszu na samolot.
- No ty ojciec chyba, żartujesz.
- Nie, mówię całkiem poważnie wiec macie jeden dzień na ogarnięcie wszystkiego - powiedział płacąc kasjerce zakupy. Gdy tylko wróciliśmy do domu, położyłam się na łóżku i wybrałam numer do Wiktorii.
- Pakuj manatki, po jutrze wyjeżdżamy! - rzekłam
- Co, już po jutrze?
- No, a jakiś problem?
- Nie no co ty, tylko dość szybko.
- Wiesz, oszczędzanie, jedziemy busem.
- Spodziewałam się tego patrząc na budżet twojego ojca.
- Aż tak źle ?
- W porównaniu z innymi... tragicznie, ale jakoś wiążemy koniec z końcem.
- Miło słyszeć, a Konrad się nie obrazi że go opuszczasz? - zaśmiałam się
- Ty jakoś przeżywałaś bez Luke w tamtych sezonach.
- Tak, ale u nas wygląda to trochę inaczej.
- No tak, tak tajemniczo - zaśmiała się - teraz kończę, ale wpadnę do ciebie za godzinę.
- Ok, mam plan!
- Jaki?
- Zobaczysz. - powiedziałam i rozłączyłam się widząc dzieciaki biegające z pistoletami na wodę po dworze. Dawno nie składałam wizyty, mojej ulubionej sąsiadce. Pobiegłam do pokoju Dominika i uderzając w drzwi krzyknęłam - Za 5 minut na dole! - udałam się czym prędzej do pokoju Piotrka - Chodź ze mną do garażu po wiadra i  pistolety! - powiedziałam, a on ruszył za mną.
- Kamil, Ania! - mój głos roznosił się po całym domu
- Tak? - jak błyskawice pojawili się koło mnie
- Pójdźcie po Dawida i Maćka, za 5 minut widzę was tutaj.
- Wojna? - spytała Ania
- A żebyś wiedziała. - powiedziałam a brzdąców już nie było. Po chwili pojawili się wszyscy w komplecie i zaczęliśmy ustalać plan walk. Wspomniana wcześniej sąsiadka, no cóż jest upierdliwą, bogatą damusią która myśli że jest najlepsza we wszystkim a także uważa się za Directioner znając dwie, na krzyż ich piosenki. Gdy wszystko było już gotowe, plan, amunicja - zdarzyła minąć godzina i Wiktoria dotarła. W takim oto ośmioosobowym składzie udaliśmy się po Bartka. Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że na powitanie przywitał mnie pocałunkiem. Przez chwile byłam zdezorientowana dopóki nie dotarło do mnie, co wydarzyło się w ciągu tych dwóch dni.
- Jeszcze ci jej mało, pół nocy z tobą przesiedziała - zaśmiał się Dominik
- Em, tak. Wiesz miłości nigdy za dużo! - powiedział zdezorientowany Bartek, ponieważ nikt jeszcze nie zdążył go poinformować o tym co się działo w noc.
- Dość gadania czas na atak - zaśmiał się Maciek i ruszyliśmy do domu tak zwanej przez nas Syfilis. Mieliśmy szczęście, akurat się opalała. Nie tracąc czasu weszliśmy na ogródek i oblaliśmy ją woda. Zaczęła tak przeraźliwie piszczeć, że nie jednego umarłego zbudziła. Zaczęliśmy oblewać ja wodą a ta biegała po całym ogrodzie jak nienormalna. Śmialiśmy się tak, że brzuchy bolały nas do wieczora. Parę mocnych słów od niej usłyszeliśmy, ale była ona na tyle nienormalna, że chyba myślała, że ją lubimy i nigdy na nas nie kablowała. Nawet, jak zafarbowali jej włosy na zielono kiedy spała. Ogólnie jest mało kumatym człowiekiem, nie obeznanym z dzisiejszym światem. Po wojnie jak to określają maluchy przyszliśmy do nas i usmażyliśmy kiełbaski śmiejąc się i grając w monopol.
- Ej oszukujecie! - krzyczał Dawid, widząc jak z Wiktorią pod stołem wymieniamy się kartami
- Nie prawda, my tylko robimy interesy.
- To niesprawiedliwe. - powiedział Dominik próbując zachować powagę
- Dzieciaki, zróbcie miejsce na stole. - powiedziała mama podając nam kolejną miskę chipsów
- Mamo, skocz mi po piwo - powiedział Dominik
- Do czego to doszło, żeby ja ci po alkohol latała! - zaśmiała się i poszła do kuchni po napój dla brata. Cały wieczór mijał przyjaźnie, wszystko szło jak po maśle, nawet nikt nie pytał o mnie i Bartka, więc nie musieliśmy się za bardzo razem pokazywać . W pewnym momencie mój telefon za wibrował oznaczając przyjście sms'a. Kiedy odczytałam jego treść: Twój koniec jest bliski - od nieznajomego numeru, zaczęłam się śmiać będąc pewna, że to żart. Byłam jednak w wielkim błędzie.

***

Hejka, przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam ale nauka mi to uniemożliwiła. Mam nadziej, że mi to wybaczycie. W wakacje będą pojawiać się na pewno częściej niż teraz! :) Kocham Was! / Roxy 

O mnie

Mam 17 lat. Uwielbiam siatkówkę, One Direction i 5 Seconds Of Summer. Interesuje się dziennikarstwem. A w przyszłości będę komentatorem sportowym ^^