niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 10

Mijała właśnie druga godzina, druga godzina niewiedzy. To mnie zabijało. Ten żałosny wzrok najbliższych sugerujących, że będzie dobrze był ostatnią rzeczą którą chciałam widzieć, no ale przecież nie każe im sobie stąd iść. Oni też się o niego martwią, są tak samo jego rodziną jak ja. Więc czemu ich obecność tak bardzo mi przeszkadza? Co sprawia, że czuje się jak pięciolatek, któremu odebrano cukierka?
- Natalia, ta dziewczynka potrzebuje pomocy. - Jessica wskazała na małą blondynkę
- Tak, a co się stało? - uśmiechnęłam się do siostry Hemmingsa
- Nie jest z Polski i nikt ich nie rozumie, potrzebują tłumacza.
- No to zaraz pójdę i potłumaczę, a jak koleżanka ma na imię?
- Megg.
- Śliczne imię, no to gdzie ten lekarz?
- Jaki lekarz? - spytał Calum
- Ta mała potrzebuje, tłumacza.
- To ja pójdę,a ty czekaj na wiadomości. Jakby coś się działo to daj znać. - powiedział odchodząc z dziewczynkami zostawiając mnie samą. No tak czekaj na wiadomości, przecież to takie proste. Może jeszcze wezmę sobie zrobię piknik na korytarzu.
- Pani Hemmings, Panno Białoszewska mogę prosić do siebie? - spytał lekarz. Wszyscy spojrzeli po siebie w poszukiwaniu wytypowanych i zatrzymali na nich wzrok. Ja z Liz spojrzałyśmy na siebie i tylko przytaknęłyśmy próbując dodać sobie otuchy, chociaż i tak wiedziałyśmy co nas czeka. Lekarze dobrych wiadomości nie przekazują na osobności.
- Udało nam się opanować atak Pani syna i utrzymać odpowiedni rytm pracy serca, ale niestety nie na długo. Jeśli Pan Hemmings nie przejdzie przeszczepu w ciągu najbliższych dwóch tygodni umrze.
- Jak to dwóch tygodni! Jeszcze tydzień temu mówił Pan, że mamy trzy miesiące na znalezienie dawcy! Teraz są już tylko dwa tygodnie?! - nie mogłam powstrzymać emocji. Jak to kurwa możliwe, że czas się tak nagle zmniejszył, czy ten facet zdaje sobie sprawę co on w ogóle mówi, to jest czyjeś życie. Życie Luke'a, chłopaka którego kocham, dla którego poświęciłam już wszystko! Rodzinę, znajomych, szkołę. Zostałam z niczym. Bez niego nie dam sobie rady. Zresztą nie jestem tylko ja, jest jeszcze Liz, która milczy, a to niedobry znak. Boże, dziewczyno uspokój się, zacznij oddychać bo to ty zejdziesz szybciej z tego świata.
- Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale nagły atak Pani chłopaka sprawił, że stan się pogorszył, przez to skrócił się czas. Od początku robimy co w naszej mocy. Nie jestem w stanie zrobić nic więcej. Przykro mi.
- Rozumiemy Panie doktorze, dziękujemy za informacje. - spokojny głos Liz rozniósł się po pokoju, ale to była tylko przykrywka. Jej oczy mówiły co innego, łzy płynęły delikatnie po policzkach,a błękitne oczy wyglądały jak ze szkła. Wstała z krzesła i dostojnie skierowała się do wyjścia, zazdrościłam jej tego spokoju. Nie mogłam tak, wstałam zaraz po niej i załzawiona z cieknącym nosem udałam się na korytarz.
Gdy tylko wyszłyśmy wszystkie rozmowy ucichły a wzrok rodziny był wbity w nas. Nie dałam rady presji, podeszłam do ściany i z głośnym szlochem osunęłam się na ziemie. Po chwili koło mnie pojawił się Calum i przytulił mnie najmocniej jak umiał. W oddali słyszałam jeszcze cichy głos Ashtona, Michaela i Wiktorii, o czymś rozmawiali, ale w tym momencie nie obchodzili mnie ani oni, ani mama, Liz czy Dominik. W tym momencie jedyny głos który usłyszałam wyraźnie był głos mojego ojca. Po raz kolejny tego dnia emocje wzięły górę, bez ostrzeżenia wyrwałam się z objęć chłopaka i ruszyłam w stronę tak znienawidzonego głosu.
Stał na środku korytarza i tłumaczył coś lekarzowi wymachując rękami i jakimiś dokumentami.
- Czego ty tu chcesz? Mało masz z życia? - darłam się na cały korytarz
- Jestem tu żeby Ci pomóc?
- Tak, a to niby w czym? Nie jesteś w stanie nic dla mnie robić!
- Natalia zrozum.
- Niczego nie będę rozumieć! Mam cie dość! A Pan co udziela informacji poufnych o stanie zdrowia pacjenta? Nie obowiązuje Pana tajemnica lekarska?
- Ponieważ ten Pan..
- Nie niech Pan się nie tłumaczy to moja winna nie powinienem pytać. - odrzekł ojciec, co troszeczkę zbiło mnie z tropu
- W takim razie wiesz gdzie się drzwi, czy mam Ci je pokazać?
- Znajdę - powiedział z uśmiechem, ale dałabym sobie ręką uciąć, że w jego oczach pojawiły się łzy

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 9

- Luke to szaleństwo!
- Nie mów że nigdy tego nie robiłaś?!
- Pf..robiłam ale nigdy z chłopakiem, którego mój ojciec nienawidzi.
- Cóż życie jest pełne niespodzianek! - uśmiechnął się szczeniacko i zaskoczył z dachu mojego domu. Przed bramą stał czarny jeep w którym czekali już na nas Hood, Irwin i Clifford. Nie miałam pojęcia dokąd jedziemy, ale ufałam im. Nasze relacje były pokręcone, niby się znaliśmy ale, nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu dlatego zdziwiło mnie, że zaproponowali mi wspólny wypad. Gdy dojechaliśmy na polane z której było widać cały Wrocław byłam pod wrażeniem. Mieszkałam tu tyle lat i nie miałam pojęcia o tym miejscu. Po chwili chłopaki gdzieś zniknęli a ja zostałam z Luke'iem. Siedzieliśmy na polanie przyglądając się miastu, nasze dłonie się spotkały ale szybko odsunęliśmy je od siebie. Nie powiem on mi się podobał ale to było zakazane jak Romeo i Julia i nic dobrego by z tego nie wyszło.
- Natalia...
- Tak?
- Wstawaj.
- Co?
- No, wstawaj. - powiedział a ja otworzyłam oczy. Byłam w łóżku, a to było tylko cholerne wspomnienie. Może nie przez przypadek śniło mi się codziennie. Może gdyby nie tamten dzień wszystko byłoby lepsze. Nie miałam czasu na za dręczące się tym. Czekał mnie pracowity dzień.
- Czy ty mnie słuchasz? - spytał Dominik
- Zależy co mówiłeś. - uśmiechnęłam się
- W sumie to nic, oprócz faktu że przyjechała ciocia Marysia i dopytuje o ojca. Dziadkowie niecierpliwią się aż w końcu, rzucimy motory, a mama trzecia godzinę gotuje potrawy wigilijne kiedy ty śpisz.
- O matko ciotka, po co ona tu przyjechała?
- Tego nie wie nikt. bo nikt jej nie zapraszał. I dzwoniła Liz, chodzi o Luke'a, lekarze mówią ze stan się pogarsza.
- Wiem, rozmawiałam z nimi.
- Wiec czemu jesteś spokojna?
- Ponieważ cała złość wyleję na ciotkę a potem pojadę do tych wspaniałych lekarzy. Pomożesz mamie?
- Tak. - powiedział kierując się w stronę kuchni. No a gdzie to nasza kochana ciocia.
- Dzień dobry ciociu. A co ciocia tu robi?
- No kochanie przecież wigilia dziś jest.
- Właśnie dlatego zadaje cioci to pytanie, nie powinna ciocia ojca odwiedzić. Może podać adres?
- Słucham?
- Tak tak ciocia słucha. Nigdy się nie interesowałaś nami a teraz Wigilia to trzeba się do kogoś wprosić co z tego że matka została sama z dziećmi a do tego rodzina przechodzi kryzys. Najlepiej tak wpaść bez zapowiedzi! - No może troszkę mnie poniosło bo aż mama wyszła z kuchni ale do cioci chyba dotarło bo przeklinając naszą gościnę wyszła z domu trzaskając drzwiami.  Gdyby nie wszystkie lata w których napsuła wszystkim nerwów byłoby mi wstyd za swoje zachowanie no ale sama się prosiła. Idąc w ślad kochanej Marysi wyszłam z domu zostawiając oburzonych dziadków z rzucających winne na motor. Czy ja nie mogłam mieć normalnej rodziny.

***

Szpital był prawie pusty. Ciekawe gdzie podziali się ci wszyscy ludzie, których teraz chorzy potrzebują najbardziej. Wolą siedzieć w domu oglądając telewizor, bo przecież ciężko powiedzieć coś od serca chorej osobie. Otworzyłam drzwi do pokój mojego chłopaka. Pielęgniarka zmieniała właśnie kroplówkę, gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się delikatnie.
- Jak wynik?
- Nie najlepiej, ale musisz porozmawiać z lekarzem.
- Wiem, ale w Pani opinii wyjdzie z tego?
- Bez przeszczepu nie.
Łzy zakręciły mi się w oczach. Widziałam o tym już wcześniej, ale była szansa, że uda się bez. A teraz. Gdzie znajdzie się dawca. Do pokoju jak na zawołanie wszedł lekarz, spojrzał na mnie i spuścił głowę. To najpewniej nie był jego ulubiony obowiązek, ale to co usłyszałam potem sprawiło, że świat wywrócił się do góry nogami.

***

- Jest Pani pewna swojej decyzji?
- Czy wyglądam na kogoś kto nie jest pewny? - spytałam, a on spojrzał na mój rozmazany make up i przekrwione oczy
- Jest Wigilia, wolne, możesz to jeszcze przemyśleć..
- Podjęłam już decyzje. Chce odejść.
- Dobrze, w takim razie, przyniosę zaraz dokumenty. - Siedziałam na kanapie w salonie, a z kuchni w moją stronę zerkały dwa małe brzdące - Musisz podpisać tu i tu. - powiedział wskazując wykropkowane pola. Szybkim pociągnięciem długopisu zakończyłam beztroski okres życia.
- Nie jest już Pani, uczennicą naszej szkoły. - powiedział dyrektor, przekazując mi dokument

niedziela, 5 kwietnia 2015

Wesołych Świąt

Z okazji Świąt Wielkanocnych chciałybyśmy życzyć Wam przedewszystkim  dużo zdrowia, szczęścia, spokojnej rodzinnej atmosfery. Abyście poznały swoich idoli i spełniły wszystkie, nawet te najskrytsze marzenia. ~ Roxy i Angel
PS. Z powodu Świąt rozdział pojawi się jutro ;)

O mnie

Mam 17 lat. Uwielbiam siatkówkę, One Direction i 5 Seconds Of Summer. Interesuje się dziennikarstwem. A w przyszłości będę komentatorem sportowym ^^