sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 10 - Kolejny wtajemniczony

Przeczytaj notkę pod rozdziałem :)

***
Zadowolona z przebiegu sytuacji, a mianowicie zgody chłopaka na odebranie papierów za mnie, udałam się na dalszy spacer ze zwierzakami. W pewnym momencie zobaczyłam dwójkę moich braci i Maćka, machających w moim kierunku i stojących przy samochodzie rodziców. Szybko obrałam kurs na dwóch pajaców, a gdy tylko stanęłam obok nich usłyszałam dalszą listę zadań na dzień dzisiejszy.
- Potrzebny jest mi motor, a swoim nie mogę jechać, masz samochód, a ja wezmę twój, ok? - spytał Dominik
- A ty kiedy jedziesz po papiery? - spytał Maciek, ale widząc mój wzrok, nie drążył tematu.
- Nie, no ok. - powiedziałam z ulgą, wręczając mu kluczyki, bo już myślałam, że czeka mnie kolejna atrakcja przed wyjazdem
- A no i zawieź Piotrka na korki z matematyki - powiedział i szybko wskoczył na motor kumpla odjeżdżając z piskiem. No tak mogłam się spodziewać, że to na swoje drugie dno. Razem z młodszym bratem ruszyłam na dalszy spacer. Już nic nie mogło popsuć mi humoru, a jednak po chwili zobaczyłam, jak Piotrek  przygląda się swojej komórce a po chwili pyta mnie.
- Ej podawałaś komuś ze znajomych mój numer?
- A niby po co?
- No nie wiem, bo jakiś nie znany do mnie napisał, kazał ci przekazać, że się policzycie - powiedział zdziwiony brat
- Co? Kiedy to dostałeś?
- No przed chwilą.
- Dobra, zwijamy się do schroniska i zawiozę cię na te korepetycje.
- A nie mogę tu poczekać, ty je odprowadzisz i wrócisz? - spytał. W normalnych okolicznościach sama bym mu tak kazała, ale teraz nie mogłam.
- Nie, idziesz ze mną - powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Gdy dotarłam zostawiłam zwierzaki, pożegnałam się z Wiki i ruszyłam do samochodu. Droga byłą dość krótka, ale gdy stałam na ostatnich światłach przed blokiem korepetytorki zadzwonił do mnie telefon.
- Halo?
- No hej. - powiedział Luke
- Co jest?
- Nie mogę odebrać tego za was musisz przyjechać osobiście.
- A niech to szlak, a do której to jest czynne?
- Do 17 - odparł
- Cholera jest 14 a to około 3 godzin drogi... - westchnęłam
- Twój brat mógł o tym pomyśleć wcześnie - zaśmiał się
- Hemmings nawet mnie nie denerwuj, ty też mogłeś mi powiedzieć wcześniej, że coś takiego jest potrzebne, to nie są twoje pierwsze zawody.
- No dobra spokojnie, przepraszam
- Pff.. dobra pojadę tam, a teraz lecę. Kocham Cię - powiedziałam i rozłączyłam się.
- Od kiedy jesteś z Hemmings'em? - cholera zapomniałam, że ten mały tu jedzie.
- Od dłuższego czasu, ale jak coś komuś powiesz. -skarciłam - Lubisz te korepetycje? - spytałam
- Nie a co?
- To twój szczęśliwy dzień jedziesz ze mną do Poznania? - powiedziałam
- Po co?
- Bo twój starszy bart to debil, a teraz cicho bo dzwonie do twojej nauczycielki. - powiedziałam i wykręciłam numer mojej byłej wychowawczyni. Jezu jak ja jej nie lubiłam, zresztą ona mnie też.
- Dzień dobry, Natalia Błaszczak z tej strony, chciałam panią poinformować że Patryk nie dojedzie.
- Ale jak to? Przecież jego rodzice dzwonili wczoraj, że będzie. - puszyła się nauczycielka
- Niestety nagła zmiana planów i nie dojedzie.
- Ale to jest nieodpowiedzialność, najpierw umawianie a teraz!
- Normalnie pani za to pensje dostanie tylko ucznia nie będzie. - powiedziałam dobrze wiedząc o co chodzi
- No rozumiem, rozumiem. - od razu jej ton złagodniał - Jeśli stało się aż coś tak pilnego.
- Tak bardzo pilne, a teraz do wiedzenia. - powiedziałam i chamsko się rozłączyłam. Ta baba to najgorsza osoba. Miałam mało czas, żeby zdążyć musiałam złamać parę przepisów drogowych ale to była ostatnia nadzieja na wyjazd. Zadzwoniłam jeszcze tylko do Dawida aby poinformował mojego brata, że wyjechałam z Piotrkiem i żeby na ściemniał coś rodzicom czemu młody nie wrócił do domu z korków i dlaczego mnie nie ma przed wyjazdem. Pędziliśmy samochodem już z dobrą godzinę śpiewając przeróżne piosenki z radia.
- Natalia czemu nie powiesz ojcu o Luke'u no wiesz, wszyscy myślą, że ty z Bartkiem a tak naprawdę jesteś z Hemmings'em
- No wiem wiem, powinnam była zrobić to dawno, teraz wygląda to okropnie, ale co ja mam zrobić. Musze odczekać parę dni "zerwać" a potem powiedzieć o Luke'u, przynajmniej taki mam plan.
- Od dawna jesteście ze sobą?
- No od paru miesięcy jakoś w marcu
- To już trochę i cały czas trzymacie to w tajemnicy, no nieźle
- W sezonie ligowym to nie takie trudne gorzej w wakacje.. ale teraz kiedy też jedziemy to już nie problem.
- Wiesz co coś mi się zdaje, że ten samochód cały czas za nami jedzie - powiedział mój brat a ja spojrzałam w tylne lusterka, ale nic nie wydawało mi się w nim dziwnego, zresztą samochód zaraz skręcił.
- Zdawało ci się. - odparłam

***

Korzystając z przerwy między meczami postanowiłam wstawić wam rozdział, ale to nie dlatego prosiłam was, żebyście przeczytali notkę. W ciągu następnych dwóch tygodni  będę na koloni i nie będę miała możliwości pisania dla was. Mam jednak zamiar poprosić przyjaciółkę aby wstawiała je dla was ;) Także, ja się na jakiś czas z wami żegnam a wam życzę miłych wakacji / Roxy

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 9 - Obowiązki

Następnego dnia, gdy tylko wstałam w całym domu bardzo dobrze było czuć atmosferę kaca. Trzeba wspomnieć, że na jednym piwie mojego brata się nie skończyło, potem doszła ciężka altyrelia i takie były tego skutki. Tata siedział przed telewizorem i zasypiał na kanapie, mama mozolnie chodziła po kuchni a Dominik łykał tabletki przeciwbólowe. Nie tracąc chwili zrobiłam sobie śniadanie i udałam się w celu przygotowania się przed wyjściem na zakupy razem z Wiktorią. Jutro miał być wyjazd, a my byłyśmy w kropce, nieprzygotowane, niespakowane.
- A ty gdzie idziesz? - spytała mama
- Jadę do Wrocławia, chcesz coś?
- Nie, chyba nie, tylko nie wracaj za późno, bo jutro wyjeżdżacie.
- No przecież jadę tylko do schroniska! - zaśmiałam się, wychodząc z domu. Dość często pomagałyśmy tam w wyprowadzeniu zwierząt, opieką nad nimi. Obydwie to uwielbiałyśmy, była to odskocznia od normalnego, życia i całego zamieszania. Z Wiki umówiłyśmy się, że będziemy czekać na siebie przy warsztacie samochodowym. Gdy tylko tam dojechałam zobaczyłam uradowaną przyjaciółkę na swoim motorze. Uśmiech nie schodził jej z twarzy a oczy były wielkie jak pięciozłotówki.
- Co się stało?
- Co, nic. - odpowiedziała dość spokojnie
- Ta, jasne! Bo wyłupiaste oczy to ty masz od urodzenia.
- Tak strasznie to widać?
- Co? Że masz duże oczy? Tak - wybuchłam śmiechem
- Nie, nie o oczy chodzi. Widać coś po mnie, że jest coś inaczej? - drążyła tą tajemniczą rozmowę
- To nie, po za tym nic nie widać, no jeszcze ten wielki uśmiech ale tak to nic.
- To dobrze! - odetchnęła
- Czyli nie doczekam się więcej informacji? - spytałam wiedząc, że tego chce.
- No dobra, dobra nie nalegaj - uwielbiałam ją za to
- Ale czy ja nalegałam?
- Oj tam dobra, muszę się wygadać
- To widzę, teraz mów
- Bo... ja no wiesz, po tym wczorajszym ognisku nie poszłam do domu.. to znaczy, poszłam, ale nie swojego.
- Dobra dobra czekaj już wiem co się działo. - powiedziałam widząc zakłopotanie, po chwili jednak dodałam - A co ty myślałaś, że jak to ma niby widać, skrzydła miały ci wyrosnąć
- No nie, ale no nie wiem, dziwnie się czuje
- Może ciąża? - zaśmiałam się
- Weź! Nawet nie mów, już sprawdzałam - przezorny zawsze ubezpieczony! Ale jedźmy już może, bo nas noc zastanie. - powiedziała i ruszyła motorem a ja zaraz za nią. Nie było to daleko i droga minęła dość pomyślnie, kiedy tylko weszłyśmy do schroniska  gromada moich pupili zaczęła szczekać, a Wiktorii - miauczeć. Nie tracąc za dużo czasu wzięłam najpierw szczeniaki na smycze i ruszyłam na spacer po Wrocławiu. Z pewnością wyglądałam dość dziwnie idąc z sześcioma różnymi pieskami, w pewnym momencie podeszłą do mnie mała dziewczynka
- To twoje pieski? - zapytała
- Nie, ja je tylko wyprowadzam, mieszkają one w schronisku.
- Naprawdę? A jak ten się wabi? - spytała wskazując na rocznego owczarka australijskiego o biało- czarnej maści i pięknych brązowych oczach oraz bardzo łagodnym usposobieniu.
- To jest Laki!
- O jak ślicznie. - powiedziała dziewczynka a zaraz koło niej pojawiła się jej mama - Mamo zobacz jaki śliczny!
- No cudowny kochanie, a teraz chodź bo babcia na nas czeka. - powiedziała i chwyciła córkę za rączkę. Dziewczynka jeszcze parę razy odwracała się w naszą stronę, ale gdy poczułam wibracje telefonu oderwałam wzrok od dziecka i chwyciłam telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od nieznanego numeru o treści :
Ładny ten piesek, imię też, trochę mu współczuje bo właścicielka nie długo będzie w grobie.
W tym momencie zaczęłam się odwracać w każdą stronę, zobaczyć osobę która wysyłała mi wiadomość, ale na ulicy która jeszcze przed chwilą była zaludniona, w tej chwili znajdowała się tylko staruszka przechodząca przez pasy i facet sprzedający balony dzieciom które dobrze umieją manipulować rodzicami. Nikogo po za tym, więc kto to wysłał. No chyba nie oni, w takim razie... gdzie była osoba i skąd wiedziała co się dzieje. Wcale nie podobała mi się ta sytuacja ale postanowiłam, uspokoić się i przemyśleć wszystkie za i przeciw. Przecież po co ktoś miałby ochotę mnie zbić, w jaki sposób wiedziałby gdzie jestem? Naoglądałam się za dużo filmów i teraz wyobrażam sobie nie wiadomo co. Z takimi myślami wróciłam z powrotem do schroniska, tam Wiktoria właśnie bawiła się z Szatanem, kotem którego nazwała tak z powodu swoich dużych zielonych oczu i czarnego umaszczenia.
- Mamy mały problem.
- Nie było mnie z 40 minut co się stało?
- Twój brat dzwonił, oprócz powołania twojego brata, cała ekipa potrzebuje jeszcze wyrobienie wejściówek
- No Amerykę odkrył, i co z tego powodu? - spytałam
- A no to, że tego nie zrobili.
- Że co? Jak to tego nie zrobili?
- No właśnie nie, dzwonił, żeby cię poprosić czy mogłabyś to załatwić.
- Ja? A to niby czemu ja, co on ma takiego wielkiego do roboty, że ja mam to robić?
- Serio się pytasz, Dominik i załatwianie spraw w urzędzie? Jesteś pewna tego co mówisz, przecież oni kazaliby mu czekać z dwa lata a on by się na to zgodził.
- I właśnie w takim momentach nienawidzę go za to. Gdzie muszę pojechać?
- No i właśnie w tym największy problem, bo do Poznania.
- Że co? Jest pierwsza po południu a ja mam jechać do Poznania i z powrotem po papiery.
- Na to wygląda. - powiedziała Wiktoria a ja wyciągnąłem telefon, żeby opierniczać brata. Gdy tylko odebrał wiązanka posypała się sama z siebie.
- Czy ty jesteś normalny? Myślisz, że co?! Potrawie się teleportować, porąbało cię. Tobie się zdarza myśleć czasami czy raczej jest to dla ciebie obce zjawisko.
- Ej! Spokojnie, nie bulwersuj się, dasz rade my się z chłopakami zajmiemy sprzętem.
- Co mnie po sprzęcie jak ja to niby mam... a dobra wiesz co muszę kończyć, narka - rozłączyłam się i napisałam sms'a do Luke'a.

***

Dawno mnie nie było prawie dwa tygodnie ale zero weny dosłownie zero. Dziś mnie tak złapała, że zaraz biorę się za pisanie kolejnego rozdziału. miłego weekendu / Roxy

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 8 - Jak za starych czasów

- Nie uwierzysz kogo widzieliśmy. - powiedział ojciec zbliżając się
- Luke?
- Skąd wiesz? - spytał zainteresowany
- Widzieliśmy go.
- Tak tato i wiesz co, dał mi lizaka! - powiedział młody wyjmując z kieszeni chupa-chupsa.
- On dał ci lizaka? - spytał Dominik
- Jesteś pewien, że to był on, a nie ten w kolorowych włosach? - dopytywał ojciec
- Tak jestem pewien, Luke mnie chyba lubi. - odpowiedział
- Pewnie chce się podlizać.
- On, nam? A to niby po co? - wtrąciłam się do rozmowy
- Jak to po co? Głupie pytania zadajesz - powiedział Dominik
- Ja myślę, że skoro dał Kamilowi lizaka to musi być dobrym człowiekiem. - powiedziała Ania, która po krótkiej rozmowie z Kamilem chyba dowiedziała się o całym zajściu.
- Oj Aniu, danie komuś słodyczy jeszcze o niczym nie świadczy. Ile razy dawałaś na urodziny ciotce Monice kwiatki choć wcale nie chciałaś? - zapytał ojciec
- Tak, ale to co innego. Ona jest rodziną. - skwitowała
- Serio? Będziemy stać na środku sklepu i dyskutować o Hemming'sie - powiedziałam wiedząc, że ta rozmowa nie prowadzi do niczego dobrego
- Masz racje, nie ma co stać. Mamy wszystko, więc możemy jechać do domu.  A tak, plany się trochę pozmieniały, musimy wyjechać do Danii po jutrze.
- Czemu tak wcześnie? - spytał Dominik
- Bo jedziemy samochodem 12 godzin, jak przyjedziemy jeden dzień odpoczynku i jeden trening i zawody.
- Czekaj, co, samochodem?
- No a czym Sherlock'u - odparłam
- Nie mamy funduszu na samolot.
- No ty ojciec chyba, żartujesz.
- Nie, mówię całkiem poważnie wiec macie jeden dzień na ogarnięcie wszystkiego - powiedział płacąc kasjerce zakupy. Gdy tylko wróciliśmy do domu, położyłam się na łóżku i wybrałam numer do Wiktorii.
- Pakuj manatki, po jutrze wyjeżdżamy! - rzekłam
- Co, już po jutrze?
- No, a jakiś problem?
- Nie no co ty, tylko dość szybko.
- Wiesz, oszczędzanie, jedziemy busem.
- Spodziewałam się tego patrząc na budżet twojego ojca.
- Aż tak źle ?
- W porównaniu z innymi... tragicznie, ale jakoś wiążemy koniec z końcem.
- Miło słyszeć, a Konrad się nie obrazi że go opuszczasz? - zaśmiałam się
- Ty jakoś przeżywałaś bez Luke w tamtych sezonach.
- Tak, ale u nas wygląda to trochę inaczej.
- No tak, tak tajemniczo - zaśmiała się - teraz kończę, ale wpadnę do ciebie za godzinę.
- Ok, mam plan!
- Jaki?
- Zobaczysz. - powiedziałam i rozłączyłam się widząc dzieciaki biegające z pistoletami na wodę po dworze. Dawno nie składałam wizyty, mojej ulubionej sąsiadce. Pobiegłam do pokoju Dominika i uderzając w drzwi krzyknęłam - Za 5 minut na dole! - udałam się czym prędzej do pokoju Piotrka - Chodź ze mną do garażu po wiadra i  pistolety! - powiedziałam, a on ruszył za mną.
- Kamil, Ania! - mój głos roznosił się po całym domu
- Tak? - jak błyskawice pojawili się koło mnie
- Pójdźcie po Dawida i Maćka, za 5 minut widzę was tutaj.
- Wojna? - spytała Ania
- A żebyś wiedziała. - powiedziałam a brzdąców już nie było. Po chwili pojawili się wszyscy w komplecie i zaczęliśmy ustalać plan walk. Wspomniana wcześniej sąsiadka, no cóż jest upierdliwą, bogatą damusią która myśli że jest najlepsza we wszystkim a także uważa się za Directioner znając dwie, na krzyż ich piosenki. Gdy wszystko było już gotowe, plan, amunicja - zdarzyła minąć godzina i Wiktoria dotarła. W takim oto ośmioosobowym składzie udaliśmy się po Bartka. Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że na powitanie przywitał mnie pocałunkiem. Przez chwile byłam zdezorientowana dopóki nie dotarło do mnie, co wydarzyło się w ciągu tych dwóch dni.
- Jeszcze ci jej mało, pół nocy z tobą przesiedziała - zaśmiał się Dominik
- Em, tak. Wiesz miłości nigdy za dużo! - powiedział zdezorientowany Bartek, ponieważ nikt jeszcze nie zdążył go poinformować o tym co się działo w noc.
- Dość gadania czas na atak - zaśmiał się Maciek i ruszyliśmy do domu tak zwanej przez nas Syfilis. Mieliśmy szczęście, akurat się opalała. Nie tracąc czasu weszliśmy na ogródek i oblaliśmy ją woda. Zaczęła tak przeraźliwie piszczeć, że nie jednego umarłego zbudziła. Zaczęliśmy oblewać ja wodą a ta biegała po całym ogrodzie jak nienormalna. Śmialiśmy się tak, że brzuchy bolały nas do wieczora. Parę mocnych słów od niej usłyszeliśmy, ale była ona na tyle nienormalna, że chyba myślała, że ją lubimy i nigdy na nas nie kablowała. Nawet, jak zafarbowali jej włosy na zielono kiedy spała. Ogólnie jest mało kumatym człowiekiem, nie obeznanym z dzisiejszym światem. Po wojnie jak to określają maluchy przyszliśmy do nas i usmażyliśmy kiełbaski śmiejąc się i grając w monopol.
- Ej oszukujecie! - krzyczał Dawid, widząc jak z Wiktorią pod stołem wymieniamy się kartami
- Nie prawda, my tylko robimy interesy.
- To niesprawiedliwe. - powiedział Dominik próbując zachować powagę
- Dzieciaki, zróbcie miejsce na stole. - powiedziała mama podając nam kolejną miskę chipsów
- Mamo, skocz mi po piwo - powiedział Dominik
- Do czego to doszło, żeby ja ci po alkohol latała! - zaśmiała się i poszła do kuchni po napój dla brata. Cały wieczór mijał przyjaźnie, wszystko szło jak po maśle, nawet nikt nie pytał o mnie i Bartka, więc nie musieliśmy się za bardzo razem pokazywać . W pewnym momencie mój telefon za wibrował oznaczając przyjście sms'a. Kiedy odczytałam jego treść: Twój koniec jest bliski - od nieznajomego numeru, zaczęłam się śmiać będąc pewna, że to żart. Byłam jednak w wielkim błędzie.

***

Hejka, przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam ale nauka mi to uniemożliwiła. Mam nadziej, że mi to wybaczycie. W wakacje będą pojawiać się na pewno częściej niż teraz! :) Kocham Was! / Roxy 

O mnie

Mam 17 lat. Uwielbiam siatkówkę, One Direction i 5 Seconds Of Summer. Interesuje się dziennikarstwem. A w przyszłości będę komentatorem sportowym ^^