niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 1

Jeszcze tylko 200 metrów... jeszcze chwila... . Słyszysz to, co nigdy byś nie chciała usłyszeć. Stoisz na środku korytarza i patrzysz, patrzysz w przestrzeń. Nie wiesz co powiedzieć. Czy panikujesz? Nie, nie masz na to siły. Wszystko wokół ciebie się rozmywa, przyjaciele, rodzina - wszyscy - stoją i nie wiedzą co powiedzieć, ale nie ich bezsilność jest dla ciebie największym utrapieniem, tylko to cholerne pytanie - dlaczego? Zadawałaś je sobie wiele raz, ale dziś ono nurtuje jeszcze bardziej. W końcu tracisz kontakt z rzeczywistością i widzisz tylko ciemność.

- Proszę Pani, jak się pani czuje? - pyta lekarz. Jednak ty nie wiesz, nie znasz odpowiedzi na to pytanie. Jesteś na tyle rozdarta, że nie potrafisz nic powiedzieć. - Rozumiem, to dla Pani szok ale...
- Niech Pan mówi do mnie po imieniu - to jest jedyne co jestem w tej chwili powiedzieć. Jedno zwykłe zdanie.
- Dobrze Natalio, ale musisz odpowiedzieć mi na parę pytań żebym mógł Cię wypuścić. -  Czy ten facet zgłupiał do końca. Myśli, że mnie wypisze i będzie dobrze, że nigdy tu nie wrócę. Wszystko się ułoży, a ja zapomnę? Postanawiam jednak współpracować. Nie chce tu siedzieć, marze o wyjściu stąd. Więc mu przytakuje.
- Świetnie. Co pamiętasz jako ostatnie?
- Stałam na korytarzu i wszystko zaczęło się rozmazywać.
- Dobrze czyli pamiętasz wszystko. Masz zawroty głowy?
- Nie
- Boli Cie coś?
- Serce
- Rozumiem, i jest mi bardzo przykro z powodu
- Tak, z pewnością wie Pan co czuje, bo przecież to takie oczywiste. Spełniłam już wszystkie kryteria do wypisania?
- Tak, może już Pani iść, rodzina czeka na korytarzu. - To było najgorsze. Będą tam stać i twierdzić że będzie dobrze, wszystko się ułoży. Zadadzą masę bezsensownych pytań, zrobiła wszystko żebym zapomniała choć na moment. Gdyby to było takie proste.
- Kochanie! - mama przytulała mnie tak mocno jakby chciała zobaczyć czy jestem cała.
- Mamo nic mi nie jest. - powiedziałam i wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariata
- Jesteś pewna, że już dobrze się czujesz?
- Tak, jest ok. Gdzie tata? - cisza jaka zapadła była jeszcze bardziej niezręczna niż wcześniej. No tak mogłam się tego spodziewać. Po co być z córka i ją wspierać, lepiej zniknąć.
- Natalia, przecież tata się wyprowadził... - zaczęła niepewnie
- Wiem, liczyłam, że masz z nim jakiś kontakt. No, ale skoro nie, to trudno.
- Skarbie wiem, że Ci ciężko najpierw ojciec nas zostawiła a potem..
- Nic mi nie jest. Musze się tylko przewietrzyć - powiedziałam udając się w kierunku wyjścia a wszyscy ruszyli za mną. - Sama - dodałam. Spojrzeli po sobie i mama przytaknęła. Jakbym potrzebowała jej zgody. A może właśnie tak było.. chciałam zgody. Pragnęłam poczucia, że robię dobrze.
Zwykły jesienny dzień a jednak słońce świeciło mocno. Pogoda wręcz wyśmienita, żeby wskoczyć na motor i popędzić prosto przed siebie. Z dala od tłumów, tylko ty, natura i motor. Nic nie może Ci przeszkodzić w osiągnięciu szczęścia.Takie szczęście starszym ludziom w szpitalnych koszulach dawał park. Przechadzali się po nim, poszukując sensu życia. Większość z nich była samotna, sama jak palec. Żadnych bliskich, przyjaciół, tylko oni i choroba która ich męczyła. Ja też jestem sama. Ktoś powie, ale przecież masz rodzinne, przyjaciół. Tak, ale dziś oni mi nie pomogą. Dziś pomóc muszę sobie sama. 
- Czemu siedzisz tu sama? -  jakiś wysoki, starszy mężczyzna przysiadł się do mnie.
- Musze, ułożyć sobie parę rzeczy.
- Utrata kogoś bliskiego? - zamruczał
- Tak, tak można powiedzieć.
- Można powiedzieć?
- Po prostu, nie wszystko idzie ostatnio po mojej myśli - Boże czemu ja się temu człowiekowi zwierzam.
- Rozumiem, ale myślę, że ten ktoś chciałby, żebyś była z nim teraz.
- Wiem.
- Ale nie wiesz co masz mu powiedzieć?
- Tak.
- Wiesz, moja żona dwa lata temu umarła w tym szpitalu. Przed śmiercią nie wiedziałem co jej powiedzieć, więc milczałem. Teraz, chciałbym cofnąć czas i powiedzieć jej tak wiele. Czasami jak wchodzę do pokoju w którym leżała i mówię do pustego łóżka. Nie chcesz chyba potem tu przychodzić i żałować?
- Nie chce tu w ogóle przychodzić.
- Każdy kiedyś się tu będzie musiał pojawić. To nieuniknione, ale każdy chce mieć wtedy bliskich przy sobie. - Człowiek mówił z senesem, nie mogę tu sterczeć jak kołek skoro potrzebują mnie tam w środku.
- Dziękuje. - odrzekłam i ruszyłam biegiem w stronę głównego wejścia. Wpadłam na korytarz i biegłam co sił w nogach. Minęłam rodzinę, znajomych, którzy zadawali masę pytań ale ja nie odpowiadałam. Wpadłam do sali nr 17, ujrzałam przed sobą mały biały pokój, na środku którego stało szpitalne łóżko. Aparatura wydawała się zaraz eksplodować. Już na pierwszy rzut oka było widać, że chodziła na pełnych obrotach.
Powoli zbliżałam się do pacjenta. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na chłopaka, grzywka opadała mu na czoło, więc szybko ja poprawiłam. Pocałowałam go w czoło i wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie jak fala tsunami. Łzy spływały mi po policzku.
- Przepraszam, przepraszam, że krzyczałam. To moja wina! - mówiłam do niego - Miałeś rację przegięłam, nie powinnam. - nie potrafiłam powstrzymać płaczu - A teraz ty. Gdybyś nie jechał... Luke powinieneś zostać! - krzyczałam. Nikt nie odpowiadał. Chłopak był w śpiączce, a ta cisza która panowała w pomieszczeniu sprawiała, że wariowałam.

2 komentarze:

  1. ;o Ojej .. CO się stało LUKOWI!? ;cc
    Czekam na nn <3
    + zapraszam do siebie terriblefanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, świetnie się zapowiada <3 Co się stało z Lukiem??

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Mam 17 lat. Uwielbiam siatkówkę, One Direction i 5 Seconds Of Summer. Interesuje się dziennikarstwem. A w przyszłości będę komentatorem sportowym ^^