Zielona lampka zapaliła się, dźwięk warkoczącego silnika rozniósł się po opuszczonym mieście. Mknęłam miedzy ulicami najszybciej jak tylko się dało. Mijałam stary plac zabaw, na który tak często przyjeżdżałam z rodziną. Huśtawki bujały się delikatnie na wietrze, a ze stojącej obok szkoły można było stworzyć muzeum sztuk pięknych. Barwne graffiti pokrywały gmach z każdej strony tworząc niesamowite historie.
Nagle zza rogu wyskoczył on. Mały, całkowicie wystraszony. Spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami i wyczekiwał chwili uderzenia. Ręka z gazu, wciśnięty hamulec i pisk opon a także niepożądany dźwięk silnika. Wszystko działo się szybko, reakcja była spontaniczna, postawić go dęba czy zrobić wślizg? Co zrobił by Luke? Na to nie było czasu. Szybka decyzja, wślizg i już po chwili poczułam szorstki asfalt ocierający się o moją skórę. Wychamowałam, pobiegłam do niego. Stał cały czas w tym samym miejscu tak samo zdezorientowany. Wzięłam go na ręce i przytuliłam, jego szara aksamitna sierść ocierała się o obolałe ciało. Po chwili kotek spojrzał na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem i polizał ranę na przedramieniu. W tamtym momencie nie czułam bólu. Nie wiem dlaczego, może było to spowodowane nocnym telefonem ze szpitala a może świadomością, ze on ma rodzinę, nie wiem. Jednak długo nie zwlekałam, cała obdarta wsiadłam z powrotem na maszynę, sprawdzając wcześniej czy nic się nie stało i ruszyłam przed siebie.
***
- Panno Hemmings...
- Białoszewska. - poprawiłam lekarza
- Ach tak, przepraszam. Zadzwoniliśmy do Pani w sprawie Pani chłopaka Luke'a Hemmingsa, gdyż posiadamy nowe wieści.
- Czy on..?
- Nie, no skąd. Wtedy wysyłamy kwiaty. - uśmiechnął się lekarz
- Słucham?
- To taki żart. Mało śmieszny. - poprawił się gdy zobaczył moją minę - Wracając jednak do naszego pacjenta.
- Doktorze, pacjent z pod dziewiątki ma nagły atak! - pielęgniarka przerwała naszą rozmowę a prześmieszny lekarz pobiegł szybko do schorowanego pacjenta. No albo po kwiaty.
Ja natomiast siedziałam w nieznanym mi dotąd gabinecie. Na ścianach wisiało sporo barwnych rysunków przedstawiających szczęśliwą gromadkę osobników przypuszczam, że rodzinę. Obok całej wystawy intrygujących arcydzieł wisiał duży zegar z nazwami chorób zamiast liczb. Ten facet ma naprawde nieskazitelne poczucie humoru. Posegregowane dokumenty, na jego biurku z przyczepionymi napisami "życie", "śmierć", "jedną nogą w grobie" jeszcze bardziej mnie o tym przeświadczyły.
Zastanawiało mnie gdzie przydzieliłby Luke'a, bo ja to spokojnie mogłabym zaliczyć się do jedna nogą w grobie. Dziwne, że jeszcze nie zauważył dziur na rękawie mojej kurtki ani podartych spodni.
- Przepraszam, ale musiałem to załatwić. - powiedział na wstępie
- Rozumiem, zamówienia kwiatów można wysyłać do ósmej. - uśmiechałam się w stronę lekarza a ten odpowiedział tym samy
- A więc mam dobre wieści, znalazł się dawca.