piątek, 16 maja 2014

Rozdział 4 - Noc telefonów

Właśnie byłam na meczu Resovii, a ona miała piłkę meczową,  kiedy obudził mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam  na zegarek była 3 nad ranem, kog to porąbało, spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam " Wiki", no świetnie to sobie wybrała porę na telefony.
- Co chcesz ? - warknęłam
- Nataliaaaa - powiedziała nisko, taką barwę głosu przybierała tylko kiedy wcale nie chciała czegoś przyznać
- Co się stało ? - spytałam, o tej porze dzwoniła tylko w nagłych przypadkach czyli tak raz na miesiąc. Nie no nie tak często.
- Hej - usłyszałam głos Konrada. Ocho no to się zaczyna.
- Hmmm zgaduje, że nie dzwonicie do mnie po właśnie zakończonym spacerku przy świetle zgaszonych lamp -  spytałam sarkastycznie
- Yyyy no nie, dzwonimy z małym pytanie - odparł
- Powiem ci tak jeśli dalej będziesz przeciągał tą rozmowę to perfidnie się wyłączę - rzekłam ziewając
- No ok, bo to dość dziwne pytanie - powiedziała Wiktoria
- No o co chodzi ?
- Pożyczysz auta ? - spytał Konrad
- Czekaj co ?! Czy ja dobrze rozumiem, że mam podwędzić ojcu auto bo wam się zachciało na jakieś przejażdżki jeździć ? Nie możesz wziąć od rodziców
- Moja mama mi nie da - powiedziała Wiki
- Mojej jest w naprawie - dodał Konrad
- Wiktorio Kot - powiedziałam. Widziałam jak nie nawiedzi jak się tak do niej zwracam - Mi nie pozwalają jeździć to co dopiero pożyczać wam !
- Chyba nikt się nie dowie oddam twojemu tacie rano - powiedziała stanowczo
- Ok niech ci będzie ale ono rano ma tu stać. Idę po kluczyki spotkamy się za 10 minut - rzekłam, zakładając bluzę. A to podobno ja jestem tą nie normalną .... ona jak już na coś wpadnie a zwłaszcza z tym debilem to już po mnie. Od małego wpakowywaliśmy się  w kłopoty, a potem zaczęli chodzić razem i było można to tak nazwać spokój. No a teraz to zaczęło  im się na mózg już chyba  rzucać. Szybko włożyłam trampki i po cichu wyszłam z pokoju i zeszłam do garażu. Chwyciłam kluczyki i szybko włączyłam otwieranie się bramy. Na szczęście moi rodzice mają twardy sen i się nie obudzili.
- Bierzcie je ale jeśli coś się stanie to was po prostu udupię - powiedziałam podając moim przyjaciołom kluczyki
- Jasne jasne - rzekł uradowany Konrad aż mu w oczach błysło. A znając ten rodzaj spojrzeń wiedziałam jedno - będą z tego kłopoty.
- Dziękuje - rzekła Wiki i weszła dołączyła do chłopaka, który już w nim siedział. Nie minęła chwila a ja stałam sama w pustym garażu. Postanowiłam nie tracić czasu i wrócić do łóżka żeby porządnie się wyspać. A tam wpadłam w objęcia morfeusza i .... znowu przeniosłam się na mecz Resovii, jakim cudem nie wiem ale czekałam na zagrywkę Pencheva, która miała decydować o zakończeniu meczu. Bułgar wyrzucił piłkę w powietrze i łomotnął z wielką siłą. Cała sala wstrzymała oddech a piłką poleciała w sam róg boiska. Wrzask jaki się roznosił po sali był niesamowity, wszyscy skakali, wiwatowali mistrzom. właśnie miano wręczać nagrodę MVP kiedy mój sen po raz kolejny przerwał wkurwiający dźwięk telefonu, myślałam, że zaraz komuś walne. Co to ja jakaś nocna dobra wróżka jestem, gdy jednak spojrzałam w stronę telefonu i zobaczyłam " Luke " wiedziałam, że to nie wróży niczego dobrego.
- Co jest ? - wypaliłam jak z torpedy odbierając telefon
- Hej, przepraszam, że tak późno ale nie wiem czy potem dałbym rade zadzwonić bo  moja mama wylądowała w szpitalu i chciałem Ci powiedzieć, że nie spotkamy się jutro tzn dziś.
- O boże Luke co się stało ?
- Moja mama potrzebowała od dłuższego czasu przeszczepu nerki. Oczywiście nikomu nic nie powiedziała ! Zemdlała dziś i ojciec zawiózł ją  do szpitala a tam lekarze stwierdzili, że natychmiastowo trzeba wykonać operacje. Podobno kogoś znaleźli i teraz dokonują przeszczepu. - powiedział a ja nie do końca wiedziałam co powiedzieć
- Luke, w jakim szpitalu leży ? - spytałam
-  No, w  Ostrowie, podobno jest pod opieką najlepszego lekarza
- Ok, jedz do niej ostrożnie na pewno wszystko będzie dobrze - rzekłam
- Mam nadzieje - powiedział i się rozłączył a ja już w tej chwil stałam w garażu, w skórzanej kurtce, ulubionych konwersach, koło swojego motoru z kluczykami i kaskiem w ręku. Powinnam cofnąć się i zostawić kartkę na lodówce, że wyszłam ale kto by wtedy o tym myślał. Odpaliłam motor i ruszyłam do szpitala mojej hmmm przyszłej teściowej ? Nie wiem jak ją nazwać ale w każdym razie nie to było wtedy w mojej głowie, chciałam jak najszybciej tam dotrzeć. Udało mi się to całkiem dobrze ponieważ po 55 minutach stałam już przed szpitalem. Szybkim krokiem udałam się na recepcje.
- Przepraszam gdzie leży Pani Hemmings ? - spytałam
- Pani z rodziny ? - odpowiedziała pytaniem na pytanie
- Tak, tak - odparłam szybko
- Jeszcze znajduje się na sali operacyjnej
- A gdzie ona jest ?
- Na drugim piętrze, jak wyjdzie pani z windy to w lewo i drugie drzwi po prawej.
- Dziękuje - powiedziałam i pobiegłam w podanym kierunku. Jazda windą wydawała mi się jakby trwała wiecznie, a korytarz ciągnął się nie ubłagalnie. Przed salą stali Ashton z młodszym bratem Harrym, Calum, Michael, Luke z tatą i bliźniaczkami ( Charlotte i Jessica ).

***

No i mamy kolejny rozdział ;) Jak się podoba ? Jeśli to czytasz to proszę skomentuj /Roxy

2 komentarze:

  1. przepraszam za spam, jeśli go nie tolerujesz - usuń komentarz
    "Nie jest tylko złym chłopakiem. ON jest straszny, przerażający, okropny, nieprzewidywalny. Czasem wydaje mi się, że mrok wypełnia już GO całkowicie. Jednak potem się uśmiecha. JEGO uśmiech jest najpiękniejszym uśmiechem na świecie. Wtedy zdaje sobie sprawę, że jest w NIM gdzieś dobroć, którą przykryła ciemność."

    Luke Hemmings Fanfiction - Dreadful
    Zapraszam - dreadful-fanfiction.blogspot.com
    ohana x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie się zapowiada, z pewnością przeczytam ;)

      Usuń

O mnie

Mam 17 lat. Uwielbiam siatkówkę, One Direction i 5 Seconds Of Summer. Interesuje się dziennikarstwem. A w przyszłości będę komentatorem sportowym ^^