poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 5

Była ósma kiedy wróciłam do domu. Mama z Dominikiem siedzieli w kuchni przy stole. O coś się kłócili. Gdy weszłam do pomieszczenia zobaczyłam jeszcze Wiktorie, spojrzała na mnie zmęczonymi oczami i mimowolnie się uśmiechnęła.
- Widziałaś, co te brukowce wypisują?! - wrzasnął w moją stronę
- Dominik! - mama nie hamowała niezadowolenia
- Czytałaś to! Skąd oni wytrzasnęli te wypowiedzi ojca, przecież to bajki!
- To nie znaczy, że masz się drzeć na rodzinę. - mama uspokajała brata
- Szkoda tylko, że to prawda. - odparłam i wszyscy spojrzeli w moją stronę
- Jak to prawda? - spytała Wiktoria, do której dotarło to chyba najszybciej
- Normalnie, rozmawiałam z ojcem. Udzielił takiego wywiadu, no i w tym momencie jesteś bez klubu. - powiedziałam, bez zainteresowania. Byłam pusta, żadnych emocji. Wszystkich wyzbyłam się wczoraj, teraz czułam się jakby cała moja dusza ze mnie wyleciała. Mama patrzyła to na mnie to na brata. Po chwili wstała i przytuliła Dominika, a potem wyszła. Bez słowa, wzięła szklankę, alkohol i wyszła na taras. Patrzeliśmy na tą scenę w milczeniu, ale żadne z nas nie miało zamiaru jej powstrzymać. Dominik też długo nie wytrzymał w takim milczeniu. Odsunął krzesło z hukiem i wyszedł.
- Powinnam za nim iść. - stwierdziła Wiktoria i spojrzała na mnie. Przytaknęłam - Natalia, nie powinnaś tyle siedzieć u Luke'a. On chciałby, żebyś żyła dalej. - powiedziała będąc pewna, że całą ostatnia noc spędziłam w szpitalu. Nie miałam zamiaru jej uświadamiać, że jest w błędzie więc przytaknęłam.
Zostałam sama, siedziałam w kuchni i patrzyłam przed siebie, w pustą białą ścianę. Jeszcze tak niedawno to miejsce tętniło życiem. Mama gotowała obiad, ojciec siedział przy stole wypełniając dokumenty. Maluchy podjadały smakołyki przed obiadem, Piotrek brudził smarem wszystko czego się dotknął. Dominik razem z Dawidem który tak często u nas przesiadywał rozważali nowe silniki a ja komentowałam ich głupotę. Teraz było inaczej, mama pogrążała się w alkoholowym upojeniu, ojciec siedział w luksusowej villi, maluchy u babci, Piotrek, gdzie on był nawet nie wiedziałam. Dominik miał zostać ojcem, ażeby było śmiesznie to właśnie jego ojciec się na niego wypiął, Dawid się nie pojawiał a ja siedziałam pogrążona w rozpaczy nad umierającym chłopakiem. To wszystko zmieniło się tak diametralnie w ciągu dwóch miesięcy. Więc niech ktoś mi powie czym jest życie! Ludzie mawiają że Życie to taki dziwny teatr, gdzie tragedia miesza się z farsą, scenariusz piszą sami aktorzy, suflerem jest sumienie i nigdy nie wiadomo kiedy otworzy się zapadnia. Jeśli to prawda to moja właśnie się otworzyła, a ja musiałam zadzwonić do Kamila. Potrzebowałam go w tej chwili bardziej niż powietrza.

***

Już od dziesięciu minut stałam przed dużą kamienicą w centrum Wrocławia. Chciałam się ruszyć, serce mówiło tak, idź, rozum przemyśl to, pójdziesz i co, za to ciało autentycznie odmawiało posłuszeństwa i wolało stać w jednym miejscu. Ludzie, którzy przechodzili ulicami, wpadali na mnie i przeklinali pod nosem. Potrafili tylko interesować się sobą, tym, że stracili właśnie sekundę z swojego życia. Co ich obchodziła małolata, stojąca na środku chodnika. Pewnie nie ma co z sobą zrobić, dlatego stoi i się gapi w mur.
- Będziesz jeszcze długo tak stać i się gapić. Czy wejdziesz? - Kamil patrzył na mnie z okna z uśmiechem na twarzy. Ciekawe jak długo tam był?
- Zależy jak bardzo zrobiłam już z siebie debila. - odparłam a on się zaśmiał. Znałam go od wczoraj, ale po dzisiejszej nocy ufałam mu bardziej niż samej sobie. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, za to wszystkie znaki na ziemi podpowiadały, że on mi pomoże. Wyleczy. Tylko z czego? Byłam chora? Fizycznie nie, ale psychicznie byłam już martwa, a on był moja nadzieją.
- Debila, nie no skąd, sąsiedzi się już przyzwyczaili, że dziewczyny stoją pod moim oknem i się gapią. - i znowu ta aluzja
- Dziewczyny, mmm czyli nie jestem jedyna. - odparłam
- Wchodzisz? - spytał
- Jasne, jak otworzysz. - powiedziałam podchodząc do klatki. Po chwili byłam już przed jego drzwiami. Nie zdążyłam jeszcze zapukać, a one się otworzyły.
- Kiedy ty ostatnio jadłaś? - spytał na progu penetrując mnie wzrokiem
- Wczoraj u ciebie, kiedy tuczyłeś mnie ciastem.
- To było, piętnaście godzin temu!
- Nie krzycz na mnie, przy sąsiadach. - zaśmiałam się stojąc w progu, a on spojrzał na mnie spod byka i wpuścił mnie do środka.
- Teraz mogę?
- Jak musisz.
- Ja nie muszę, ale ty musisz jeść.
- Dobrze mamo...
- Tak, tak nabijaj się. Co chcesz na śniadanie?
- Naleśniki. - powiedziałam dalej nabijając się z niego, ale chyba nie załapał bo poszedł do kuchni - Przepraszam. - szepnęłam wchodząc do kuchni.
- Za co? - spytał zdezorientowany
- Za wszystko, za wczoraj, że musiałeś jechać ze mną do Poznania, że zanudzałam Cię historiami, za dziś, że wymknęłam się z rana.
- Dobra, stój, bo zaraz za to, że oddychasz zaczniesz przepraszać. Wcale nie musiałem z tobą jechać i ty dobrze o tym wiesz. Gdybyś mnie zanudzała to bym Cię spokojnie z mieszkania wyprosił, a gdybym był zły, że wyszłaś, wcale bym Cię teraz nie wpuścił.
- Może i racja..
- Może? Kto wie lepiej co bym zrobił ja czy ty? - spytał podnosząc głos
- Ty. - szepnęłam i spuściłam wzrok
- Hej nie chciałem Cię urazić. - szybko podbiegł do mnie i przytulił. Odskoczyłam.
- Przepraszam. - powiedziałam po raz kolejny
- Za co przecież nic nie zrobiłaś?
- Za to, że oddycham. - uśmiechnęłam się lekko, ale nie uwierzył
- Tak, z pewnością. Natalia, może i to nie moja sprawa, ale nie powinnaś być w szkole? - Cholera miał racje! Był poniedziałek, co mu powiedzieć, że mam na później, nie to nie przejdzie co mu
- A ty? - no tak, ja i ten błysk intelektu
- Już ją skończyłem, wiesz...
- Wiem, nie mam teraz głowy do szkoły.
- Czymś się zadręczasz to widać
- Widać? - spytałam. Boże, po co ja drażę z nim ten temat, przecież mogę wyjść.
- Tak, a ja cały czas nie wiem co to jest.
- Jestem tajemnicza. Jak tam artykuł o moim bracie, który pozwoliłam Ci opublikować.
- Nie wydam go.
- Czemu?! To autentyczna historia jak mój brat został motocrosowcem. -  zabrzmiałam jak jakaś tępa blondyna
- Zawiozłem Cie tam nie, żeby napisać artykuł.
- To po co? - o kurde mój dobór właściwych momentów jest nieziemsko nieskuteczny
- Nie żeruje na załamanych dziewczynach ! Jeśli mnie za takiego uważasz...
- Przepraszam. - nie dałam mu dokończyć
- Czemu za każdym razem przepraszasz. To nie oto chodzi, tu chodzi o zrozumienie. Przeprasza się za rzeczy, które już się pojmuje a nie za coś co może doprowadzić do...
- Tragedii. - odparłam spuszczając wzrok
- Miałem na myśli większej kłótni, ale twoja wersja wiele wyjaśnia.

1 komentarz:

O mnie

Mam 17 lat. Uwielbiam siatkówkę, One Direction i 5 Seconds Of Summer. Interesuje się dziennikarstwem. A w przyszłości będę komentatorem sportowym ^^